Dzisiaj jest: piątek, 17 maja 2024   Imieniny: Brunon, Sławomir, Weronika

więcej ›

SPORT

PUBLICYSTYKA

Biały Kenijczyk

Krzysztof Janik jest dobrze znany naszym czytelnikom. Zwycięzca plebiscytu na Sportowca Września to nie tylko pilot rajdowy, ale też maratończyk i alpinista z zamiłowania. W poprzednim miesiącu Janik wyjeździł dobre wyniki w ramach Rajdu Orlen, a i w październiku wiedzie mu nieźle. Poza tym zdążył pobiec w Maratonie Warszawskim, gdzie pobił rekord życiowy. Wielokrotnie podkreśla swoją fascynację systemem szkolenia najlepszych na świecie biegaczy z Kenii. Stąd też wzięło się jego najnowsze motto: "Nie magister, lecz chęć dzika zrobi z ciebie Kenijczyka". Dla niezorientowanych - to oczywiście parafraza słynnego: "Nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera".

- Po Twoich ostatnich dokonaniach mam wątpliwości, czy traktować Cię jako autorytet w dziedzinie rajdów samochodowych, biegów długodystansowych czy alpinizmu.
Krzysztof Janik - Autorytet to znamienite określenie, choć ostatnio chyba zbyt często używane w krajowych mediach (śmiech). Ale mówiąc poważnie, to przed wszystkimi innymi sprawami znajdują się bez wątpienia rajdy samochodowe. Pozostałe dziedziny traktuję bardziej jako aktywne spędzanie wolnego czasu. Taką swoistą odskocznię od długich odcinków specjalnych. Choć na pewno chciałoby się biegać szybciej i wchodzić wyżej, ale jeśli za młodu myślało się wyłącznie o kotlecie i telewizorze, to pewnych granic nie da się przekroczyć. Tym niemniej chcę poprawiać swoje osiągnięcia, choć biegał jak Kenijczycy z plemienia Kalenji pewnie nigdy nie będę.

- We wrześniu zaliczyłeś dobry występ w Rajdzie Orlen. To Twój życiowy sukces w RSMP. Jesteś zadowolony z występu?
- Uściślijmy. Najlepszy wynik, jeśli chodzi o generalkę RSMP oraz zawodów rangi międzynarodowej, bowiem Rajd Orlen był również eliminacją Pucharu FIA Europy Centralnej. Czy jestem zadowolony? Ja zawsze jestem zadowolony z rajdowych występów. Może niektórym wydaje się to dziwne, ale jak ktoś woli się stresować i nie spać trzy noce przed rajdem bo myśli, że w ten sposób jest bardziej profesjonalny, to niech tkwi w tym przekonaniu. Wielu w tym sporcie nerwy zjadły przed startem i potem zamiast wyniku były nici. Ja staram się robić swoje oraz być sobą i temu właśnie między innymi zawdzięczam to, co osiągnąłem oraz sam fakt, że nadal mam ochotę się ścigać. Choć muszę przyznać, że czasem kiedy jedziemy w padającym deszczu wąskim asfaltem między drzewami, a wskazówka przekracza 180km/h, to mam ochotę zaśpiewać: "Co Ty tutaj robisz?"

- Podsumujmy ten sezon w rajdach. Jeździłeś w wielu zawodach z wieloma kierowcami. Z kim jeździło się najlepiej?
- Nie można jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ mogłoby się to okazać dla kogoś krzywdzące. Każdy start ma swój indywidualny charakter i cele do zrealizowania. Wszędzie było fajnie. Co do minionego sezonu, to na pewno był on niezwykły z jednego zasadniczego powodu, czyli zwycięstwa w klasie A-7 (wspólnie z Michałem Streerem) w zawodach zaliczanych do Rajdowych Mistrzostw Świata (66. Rajd Polski w Mikołajkach). Jako dziecko oglądałem w telewizji Colina Mc Rae, Carlosa Sainza czy Tommiego Makinena. Z pewnością wówczas nie przyszłoby mi do głowy, że ten okrągły chłopczyk wystartuje kiedyś w tym cyklu i w dodatku wygra swoja klasę, a jednak... Życie jest pełne niespodzianek. Rajd Polski był w pewnym sensie punktem zwrotnym w mojej karierze. Do tej pory zawsze można było pojechać jeszcze gdzieś wyżej. Teraz to się skończyło. Na olimpiadzie jeszcze nie jeździmy, choć to byłaby ciekawa dyscyplina (śmiech).

- Wystartowałeś w końcu również za granicą, w byłym NRD.
- Do tej pory trzykrotnie byłem zgłoszony za granicą, czy to w Czechach czy na Słowacji, jednak na tym się kończyło. Nie udało się tam, ale udało się w Niemczech. A w zasadzie to istotnie w byłym NRD. Tym niemniej czułem się tam jak w Jastrzębiu. Tamtejsze czteropiętrowe bloki w niczym nie odbiegają od naszych. Teraz już wiem, czemu mówią na to "enerdowce".

- Uchyl rąbka tajemnicy, jeśli chodzi o rajdową kuchnię. Jak rajdowcy spędzają czas pomiędzy kolejnymi OS-ami?
- Na szczęście to nie pytanie o to, co robimy między kolejnymi dniami rajdu (śmiech). Pomiędzy odcinkami specjalnymi nie robimy nic szczególnego. Mamy do pokonania odcinki dojazdowe w wyznaczonym czasie, którego jest na tyle dużo, że można wymienić kilka spostrzeżeń na temat ostatniego odcinka i zaplanować to i owo. Ale i tu na pewno bywa wesoło, bo w tym sporcie występuje wielu oryginałów i niektórzy mają naprawdę bujną wyobraźnię.

- Co z Twoją współpracą z Teamem Kościuszki?
- W zeszłym sezonie byłem w zespole PROF Management pod kierownictwem pana Jana Kościuszko (ojca Michała, wielokrotnego rajdowego i wyścigowego mistrza Polski). Michał startował tam Peugeotem 207 S2000 jednak teraz związany jest z marką Suzuki więc zespół nie jeździ w dotychczasowej postaci w RSMP bowiem Suzuki nie dysponuje jeszcze samochodem np. klasy S2000 pozwalającym na walkę o Mistrza Polski.

- Zapytam o biegi. Kilkanaście miesięcy temu marzyłeś o przebiegnięciu maratonu. Tymczasem teraz królewski dystans staje się powoli Twoją specjalnością.
- Specjalnością to na pewno za duże słowo. Początkowo rzeczywiście chciałem jedynie pokonać ten dystans. W końcu Rosjanie twierdzą, że 40 km to nie odległość, więc musiałem przebiec ponad 42 km, aby spełnić ten wymóg (śmiech). Z drugiej strony, jeśli się w coś bawię, to musi mieć to "ręce i nogi". Nie lubię prowizorki. Szukając informacji o maratonach zetknąłem się z osobą Jerzego Skarżyńskiego. To właśnie postać naszego czołowego maratończyka lat osiemdziesiątych, a obecnie szanowanego trenera, ostatecznie przekonała mnie, by dążyć do tego żeby każdy kolejny bieg był szybszy i nie poprzestawać na jednorazowym ukończeniu maratonu. Obecnie właśnie na planach pana Jurka przygotowuję się do kolejnych maratonów. Cennych wskazówek udziela mi również w wolnym czasie nasz czołowy maratończyk Damian Zawierucha, którego poznałem na jednym z biegów i z tego miejsca chciałem złożyć mu wielkie dzięki za wszystko! Trener Skarżyński twierdzi, że skuteczność jego "Metody" można oceniać najwcześniej po 3-4 latach regularnego jej stosowania wiec zobaczymy jak to będzie... Na razie truchtam sobie grzecznie i poznaję swój organizm. Zacząłem dopiero 1 grudnia ubiegłego roku i mam na koncie dwa pierwsze maratony (Kraków i Warszawa). Oczywiście można było pobiec 4 czy nawet 5, ale tego nie przewiduje plan.

- Jak to jest przebiec maraton? Emil Zatopek twierdził, że to prawdziwe życie.
- Trudno to opisać. Najlepiej osobiście wystartować i przekonać się jak to jest, gdy w pewnym momencie światło gaśnie. Różne myśli wtedy przechodzą przez głowę. Najczęściej "Człowiek taki stary a taki głupi" (śmiech). Ale potem wszystko to mija, kiedy wpadasz na metę. Natychmiast zaczynasz planować kolejny start. Choć muszę przyznać, że po moim debiucie byłem zły na siebie. Zbyt szybko uwierzyłem, że dam radę. Do tego zobaczyłem, że mój faworyt z Kenii prowadzi, nakręciłem się i w konsekwencji straciłem dużo czasu na ostatnich kilometrach. Zacząłem się cieszyć dopiero następnego dnia.

- Z czego?
- Ponieważ nie zszedłem z trasy w najgorszym momencie, gdy złapały mnie skurcze. Na jesień w Warszawie było już o niebo lepiej, choć i tam upał nam nie sprzyjał. Generalnie to podczas biegów można poznać ciekawych i sympatycznych ludzi. W rajdach też się już trochę rozniosło. Śmieją się już nie tylko koledzy i sędziowie. Ostatnio nawet sam Delegat Techniczny z ramienia PZM żartował, że chciałby mieć takiego zawodnika w zespole. Wtedy nie musiałby wydawać kasy na paliwo do zapoznania z trasą, bo miałby gościa który sam obiegnie wszystkie OS-y i opisze.

- Znajomi pamiętają twoją "objętość" z czasów podstawówki. Czego potrzeba, aby z okrągłego małolata zrobić szczupłego sportowca?
- (śmiech) Nie magister lecz chęć dzika zrobi z Ciebie Kenijczyka! To moje ulubione motto.

- Sezon się kończy, rok też. Co dalej? Jakie plany na przyszły rok w trzech dziedzinach, którymi żyjesz?
- Większą część tego sezonu spędziłem w bocheńskim zespole stworzonym przez trzy załogi przy wsparciu utytułowanych braci Michała i Grzegorza Bębenków pochodzących również stamtąd. Startowałem głównie z Wieśkiem Ingramem i raz ze Sławkiem Kurdysiem samochodami Renault Clio. Bardzo miło wspominam tę współpracę (mam nadzieję, że oni również), więc nie widzę powodów, dla których miałbym jeździć gdzie indziej. Zostałem bardzo mile przyjęty, a atmosfera na każdych zawodach była rewelacyjna. Mam nadzieję, że równie wesoło będzie w przyszłym sezonie, jednak czy będą to starty w ramach Pucharu czy może Mistrzostwach Polski to się okaże za kilka miesięcy. Natomiast w pozostałych sportach tradycyjnie - szybciej i wyżej.

Rozm. Mariusz Gołąbek

KOMENTARZE

  • jasnet.pl | 17/05 godz. 16:39

    Bądź pierwszy! Wyraź swoją opinię!

  • jasnet.pl | 26/10 godz. 00:00

    Komentarze do tego tekstu zostały wyłączone!
    Minął okres dodawania komentarzy.

Używamy plików cookies, by ułatwić korzystanie z naszego serwisu. Pliki cookie pozwalają na poznanie twoich preferencji na podstawie zachowań w serwisie. Uznajemy, że jeżeli kontynuujesz korzystanie z serwisu, wyrażasz na to zgodę. Poznaj szczegóły i możliwości zmiany ustawień w Polityce Cookies
Zamknij X