Dzisiaj jest: wtorek, 21 maja 2024   Imieniny: Donat, Tymoteusz, Walenty

więcej ›

SPORT

PUBLICYSTYKA

GKS Jastrzębie 1977

Mało jest wydarzeń w dziejach jastrzębskiego sportu owianych większą legendą, a jednocześnie tajemnicą, niż drużynowe mistrzostwo Polski w boksie z 1977 roku. Legendą, ponieważ wiedzą o tym wszyscy, którzy choć trochę znają historię naszego lokalnego sportowego podwórka. Każdemu obiło się o uszy, że "kiedyś tam Jastrzębie było mistrzem w boksie i miało wielkie gwiazdy". A tajemnica? No cóż, jeśli ktoś nie ma minimum pięćdziesięciu lat, nie chodził na boks w tamtym czasie i cała afera nie zatarła mu się w pamięci, to o więcej informacji ciężko. Zatem - jest rok 1977. Dla starszych - wczoraj, dla przyszłych starszych - starożytność. Dość powiedzieć, że w tym roku zmarł Charlie Chaplin, który dla większości ludzkości znającej urządzenie zwane telewizorem pozostanie zabawnym kolesiem z czarno-białych przedwojennych filmów. Dość dodać, że w tym roku urodzili się Adam Małysz, Leszek Blanik i... Mariusz Pudzianowski. Jest rok 1977... jest 11 grudnia 1977 roku. W środę minęło 36 lat. Mieliśmy rocznicę, piękną i okrągłą, jak w "Misiu".

 

Źródłem zdecydowanej większości informacji jest w tym aspekcie Trybuna Robotnicza. Tak, ten właśnie organ. Jednak dział sportowy z sekcją bokserską, głównie dzięki panu Henrykowi Marcowi, ekspertowi w tej dziedzinie, to prawdziwa ekstraklasa. Nie ma co mieszać do tego polityki i towarzyszy radzieckich. Zatem, powtórzmy po raz kolejny, jest rok 1977. Dyrektorem KWK Jastrzębie jest Józef Wyciszczok. Prezesem GKS Jastrzębie - Zdzisław Nowicki. Wiceprezesem - Zbigniew Blitek. Trenerem bokserów - Antoni Zygmunt. II trenerem - Ryszard Kudzin. Trenerami juniorów - Czesław Caputa i Kazimierz Rochalski. Kierownikiem sekcji bokserskiej - Hubert Henke. W klubie działają tacy ludzie jak Bolesław Spandel, Benedykt Urbanek, Waldemar Raszek, Antoni Sokołowski.

 

1977. Przełom sierpnia i września. Do nowego sezonu nasi pięściarze przygotowywali się na zgrupowaniu w Kokotku koło Lublińca. - Forma prezentowana w sparingach jest zadowalająca. Naszym celem jest wywalczenie pierwszego miejsca w grupie. W zespole nie nastąpiły żadne większe zmiany - informował wysłannika Trybuny Robotniczej kierownik sekcji Hubert Henke. Podopieczni Antoniego Zygmunta mieli przez kolejne trzy miesiące walczyć o zwycięstwo w grupie drugiej (jedynej pięciozespołowej), mając za rywali Avię Świdnik, Zagłębie Lubin, Olimpię Poznań i Gwardię Łódź. W pozostałych dwóch czterodrużynowych grupach rywalizowali pięściarze Legii Warszawa, Carbo Gliwice, Turowa Zgorzelec i Stoczniowca Gdańsk oraz Górnika Wesoła, Gwardii Warszawa, Wybrzeża Gdańsk i Prosny Kalisz. System rozgrywek banalny. Zwycięzcy grup awansują do ścisłego finału i rozgrywają mecze każdy z każdym. Ciekawostka - do zgarnięcia w meczu ligowym (bez finału) było nawet dwadzieścia punktów, jeśli triumfatorzy wygrali wszystkie dziesięć walk. W tabeli nie liczyła się liczba zwycięstw drużyny jako takiej, ale poszczególnych zawodników. Mały teoretyczny paradoks - w tym systemie można było wygrać siedem na osiem spotkań 11:9, a jedno przegrać 0:20 i tym samym skończyć ujemnym bilansem na przedostatnim miejscu. Trzeba było pilnować każdego meczu i każdej walki. Takie naliczanie punktów wprowadzono przed sezonem 1976.

 

Skoro już o tym mowa... to warto na chwilę wspomnieć o tym poprzednim sezonie, ponieważ wiele znaków na niebie i ziemi wskazywało, że polskich kibiców boksu czeka powtórka z grudnia, gdy w warszawskim finale o medale walczyły dwie naszpikowane gwiazdami ekipy stołeczne oraz rosnący w siłę beniaminek znad czeskiej granicy. Wtedy zwyciężyła Gwardia przed Legią. Jastrzębie cieszyło się z historycznego brązu, choć na początku września 1976 roku planem było jedynie... utrzymanie w lidze. Nie było tak, że ekipa z górniczego miasta weszła do ekstraklasy i od razu miała w planach rozstawianie wszystkich po kątach. To wiemy dziś. Wtedy działacze byli znacznie bardziej ostrożni. Nazwiska z kadry na sezon 1976? Proszę bardzo: Jerzy Dominik, Kazimierz Krynicki, Władysław Moruś, Jan Gudra, Zdzisław Hołodowski, Krzysztof Bożek, Bolesław Nowik, Wiesław Kopeć, Janusz Pik, Andrzej Kaleta, Jan Kaczorowski, Franciszek Święty, Marcin Jaworski, Kazimierz Szmidt, Henryk Średnicki, Witold Środa, Leszek Rybiński (był też Zbigniew Rybiński), Marek Rusek, Kazimierz Bogacz, Matyjasik. Gwiazdą był oczywiście Henryk Średnicki, który dołączył z GKS Tychy. W grupie eliminacyjnej GKS Jastrzębie w pokonanym polu zostawił Zagłębie Konin, Turów Zgorzelec i Carbo Gliwice. W finale w Warszawie uległ Legii 7:13 i Gwardii 6:14. Tyle o sezonie 1976.

 

O tym, że w sezonie 1977 GKS Jastrzębie może solidnie namieszać, przekonywały sukcesy indywidualne. Na przełomie marca i kwietnia Bolesław Nowik (67 kg) wywalczył mistrzostwo kraju, a w czerwcu w Halle w NRD Henryk Średnicki (48 kg) został mistrzem Europy. Ponadto podopieczni Zygmunta zdobyli Puchar Polski, pokonując w półfinale Gwardię Warszawa, co uznano za niespodziankę, a w finale gromiąc Zawiszę Bydgoszcz 17:3 i Gwardię Łódź 16:4. Mimo to przełamanie warszawskiej hegemonii byłoby uważane za... coś dziwnego. Dlaczego? Wystarczy wymienić poprzednich mistrzów kraju, od 1976 do 1971 roku. Kolejno: Gwardia Warszawa, Legia Warszawa, Gwardia Warszawa, Legia Warszawa, Gwardia Warszawa, Legia Warszawa. Wcześniej wyłom zrobiły jedynie ekipy Turowa Zgorzelec, Gwardii Wrocław, Hutnika Kraków i BBTS Bielsko, gdzie zresztą trenował Antoni Zygmunt. Do tego wszystkiego w latach 1952-1969 Legia Warszawa zdobyła dwanaście tytułów mistrzowskich.

 

Wracamy do początku. Nasi pięściarze szykowali się do sezonu na zgrupowaniu w Kokotku. Podstawowy skład na początek zmagań przedstawił Hubert Henke: Średnicki, Moruś, Gudra, Pik, Kaleta, Nowik, Kopeć, Kaczorowski, Jaworski, Biegalski. Wszystkie nazwiska pojawiły się wyżej. Poza ostatnim. Waga ciężka dosłownie i w przenośni. Mistrz Europy z 1975 roku Andrzej Biegalski pół roku wcześniej, jeszcze w barwach Legii, miał walczyć z Witoldem Środą, ale nasz zawodnik został poddany. Teraz mieli stanąć po jednej stronie ringu. Biegalski, wraz ze Średnickim, stanowili w teorii dwa najpewniejsze elementy drużyny. Notabene, Średnicki wrócił do Jastrzębia pod koniec sierpnia prosto z... Ameryki, gdzie brał udział w meczu bokserskim USA - Polska. 13 sierpnia w Las Vegas pokonał Miguela Rosario. A trzy dni później zmarł ten, który tak wspaniale śpiewał o tym Las Vegas, czyli sam Elvis. Ot, ciekawostka...

 

Jest 3 września 1977 roku. O osiemnastej rozpoczyna się pierwszy ligowy mecz pięściarzy GKS Jastrzębie. Rywalem jest Avia Świdnik. Wszystkie walki do przodu i wynik 20:0 na początek. - Wszystkim bokserom z Jastrzębia należą się słowa pochwały. Walczyli bojowo. Na wyróżnienie zasługuje Henryk Średnicki, który wygrał przez przewagę w II rundzie z Dudzińskim, Jan Gudra, który w najładniejszej walce meczu pokonał Kachnę oraz Moruś, który zwyciężył Steca - pisała Trybuna Robotnicza. W drugim meczu ligowym tego dnia Gwardia Łódź pokonała Olimpię Poznań 12:8, więc podopieczni Zygmunta od razu objęli prowadzenie w grupie drugiej. Następnego dnia, w niedzielę o jedenastej, GKS Jastrzębie podejmował Zagłębie Lubin. Wynik 15:5. Średnicki pewnie pokonał Kocura, Bożek taktycznie rozjechał Krzaka, natomiast Biegalski po wyrównanej walce wygrał z Poltą, a pojedynek przerwali w drugiej rundzie sędziowie po kontuzji rywala. Następnie Moruś i Jaworski zakończyli swoje walki już w pierwszych rundach, a resztę punktów dla gospodarzy zdobyli: Nowik , Kopeć i Hołodowski, przy czym ten ostatni zremisował z Drozdem. Jedyną porażkę spośród jastrzębian w ringu poniósł Jan Gudra (z Paduchowiczem), a w wadze średniej jastrzębianie oddali punkty walkowerem. Porażkę w Hali Widowiskowo-Sportowej lubinianie szybko odbili sobie na Olimpii Poznań (12:8) i Gwardii Łódź (16:4). Kilka tygodni później Olimpia zrewanżowała się Zagłębiu, zwyciężając u siebie 13:7.

 

Z dzisiejszej perspektywy wydaje się, że "tamte piękne czasy" obfitowały we wspaniałe walki, a w ringu byli sami dżentelmeni z rękawicach. Tymczasem Trybuna Robotnicza z końcówki września (na pierwszej stronie najważniejszą informacją jest przemówienie towarzysza Piotra Jaroszewicza na temat programu realizacji postanowień IV Plenum KC) nie pozostawia wątpliwości. - "Kadłubowe" mistrzostwa I ligi bokserskiej nie wzbudzają zainteresowania kibiców, toczą się zresztą na kiepskim poziomie - ocenił dziennikarz w dziale sportowym, nie bawiąc się w propagandę sukcesu uprawianą przez kolegów na pozostałych stronicach dziennika. W Jastrzębiu nie przejmowano się tym. W ostatnich dniach września nasi bokserzy dołożyli kolejne zwycięstwo, tym razem pokonując u siebie Gwardię Łódź 14:6. Niestety, w połowie października przyszła pierwsza porażka - w Poznaniu GKS musiał uznać wyższość miejscowej Olimpii (9:11), ale pozostał liderem rozgrywek. Tydzień później ekipa Antoniego Zygmunta walczyła w Łodzi z Gwardią. Mecz zakończył się remisem 10:10, a punkty dla Jastrzębia zdobyli: Średnicki, Hołodowski, Biegalski (zwycięstwa), Gudra, Kopeć (remisy) i Nowik (walkower). Po pięciu spotkaniach pięściarze z Jastrzębia liderowali z dość solidną przewagą nad Zagłębiem Lubin, z którym zmierzyli się na początku listopada. Lubinianom udał się rewanż. Wygrali we własnej hali 13:7, ale mimo to GKS wciąż był na czele tabeli. Aby zapewnić sobie spokojny awans do czołowej trójki nasi bokserzy musieli pokonać 10 listopada przy Leśnej Olimpię Poznań. Jastrzębianie nie pozostawili wątpliwości. Po zwycięstwach Krynickiego, Szewczyka, Gudry, Hołodowskiego, Nowika, Środy i Biegalskiego oraz remisie Kopcia GKS zwyciężył 15:5, a 17 listopada postawił "kropkę nad i" w Świdniku, wygrywając 12:8 i, przy okazji, spuszczając miejscową Avię do II ligi.

 

W ośmiu spotkaniach nasi pięściarze zdobyli 102 punkty, tracąc 58. Pewne pierwsze miejsce i awans do turnieju finałowego we Wrocławiu, gdzie czekały już Gwardia i Legia. Drugie miejsce zajęło Zagłębie z wynikiem 88:72, a trzecie - Gwardia Łódź z... dokładnie takim samym bilansem. Olimpia Poznań ukończyła sezon na czwartej lokacie z rezultatem 85:75, a znokautowana przez wszystkich innych ligowców Avia znalazła się pod kreską z bilansem 37:123.

 

Turniej odbywał się w dniach od 9 do 11 grudnia w stolicy Dolnego Śląska. W piątek, 9 grudnia o 17:00 Jastrzębie walczyło z Legią w hali Gwardii Wrocław. Dzień później o 16:30 - derby Warszawy w Hali Ludowej. W niedzielę o 11:00 w Hali Ludowej GKS walczył z Gwardią. Tyle terminarz.

 

Jakie były przewidywania? Obecnie zwykło się mówić, że jastrzębianie pojechali do Wrocławia jak po swoje. Tymczasem było inaczej. To nie "dream team" ze Śląska walczył z Warszawą. To były trzy "dream teamy", przy czym temu naszemu... dawano najmniej szans.  Oddajmy głos wybitnemu znawcy tematu Henrykowi Marcowi z Trybuny Robotniczej, który opisywał na gorąco ten wielki jastrzębski sukces od początku do końca. Jest grudzień 1977 roku. - Na wrocławskim ringu zmierzą się najlepsze nasze drużyny. W każdej z nich znajdują się bokserzy reprezentujący duże umiejętności. Najwięcej szans daje się warszawskiej Gwardii, w której szeregach widzimy najwięcej znanych zawodników: Jerzego Rybickiego, Wojciecha Odalskiego, Pawła Skrzecza, Jerzego Skoczka, Włodzimierza Piątkowskiego (…). Rzeczywiście mocny zespół. Spore szanse na odebranie "gwardzistom" mistrzowskiego tytułu ma Legia z Kazimierzem Szczerbą, Bogdanem Gajdą, Mirosławem Wawrzyniakiem, Kazimierzem Przybylskim i Januszem Gortatem (dla młodszych ten wybitny pięściarz jest "tylko" ojcem koszykarza Marcina - przyp. aut.). "Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta" - to popularne porzekadło się sprawdzić we Wrocławiu. Tym trzecim może okazać się drużyna GKS Jastrzębie. W roku ubiegłym warszawskie zespoły, na własnym ringu, okazały się lepsze. Nie znaczy to wcale, że tak musi być w bieżącym. Trener Antoni Zygmunt ma do dyspozycji wyrównaną grupę pięściarzy. Atutami są nie tylko Henryk Średnicki i Andrzej Biegalski. Spore postępy poczynili Gudra, Bożek, Kopeć, Jaworski, Hołodowski, Moruś - pisał Marzec. - Jedziemy do Wrocławia walczyć o mistrzowski tytuł, czego wcale nie ukrywamy. Faktem jest, że rywale są bardzo silni. Ale nie mamy zamiaru kapitulować - mówił Antoni Zygmunt.

 

9 grudnia. Hala Gwardii Wrocław. 17:00. GKS Jastrzębie - Legia Warszawa. Początek rewelacyjny. Średnicki dostaje walkowera. 2:0. Hołodowski pokonał Bojanowskiego, Moruś remisuje z Wawrzyniakiem. Przegrywają: Gudra z Przybylskim i Kaleta z Gajdą. 5:5. - Bohaterem tego pojedynku, a zaraz autorem największej sensacji wrocławskiego turnieju stał się dziewiętnastoletni Leszek Czarny, który znokautował pod koniec drugiego starcia Kazimierza Szczerbę - pasjonował się na łamach Trybuny Robotniczej Henryk Marzec. 7:5. Jastrzębie ponownie obejmuje prowadzenie i... nie oddaje go do końca meczu. Kopeć wygrywa z Kalugą, Kaczorowski przegrywa z Gortatem, Jaworski niespodziewanie pokonuje Czerniszewskiego, a Biegalskiemu sekundant poddaje Chodeckiego w pierwszej sekundzie walki. 13:7. Wynik-marzenie.

 

10 grudnia. Hala Ludowa. 16:30. Derby Warszawy, w których Gwardia remisuje z Legią 10:10! Kolejny wynik-marzenie. W niedzielę wystarczy nam remis z Gwardią.

 

11 grudnia. Hala Ludowa. 11:00. GKS Jastrzębie - Gwardia Warszawa. I... jak po maśle. Średnicki wygrywa z Odalskim, Szewczyk pokonuje Witowskiego, Gudra posłał na deski w trzeciej rundzie Piątkowskiego, Hołodowski niejednogłośną decyzją sędziów odsyła Misiewicza...

 

- Następnie Kaleta pokonał niespodziewanie Cichowlasa. W tym momencie w ekipie Jastrzębia nastąpił wybuch radości. Prowadzili po pięciu pojedynkach 10:0 i byli już mistrzami Polski! Zrozumiałe więc, że następne pojedynki, chociaż stały na niezłym poziomie, nie wywoływały już emocji - pisał Henryk Marzec. Euforia udzieliła się naszym zawodnikom. Nowik przegrał ze Sławińskim, a Rusek z Rybickim. Potem swoją walkę z Woźniakiem wygrał Kaczorowski i zapewnił jastrzębianom wygraną również w starciu z Gwardią. Następnie Środa poniósł porażkę z Pawłem Skrzeczem, a ostatnia walka między Biegalskim i Skoczkiem zakończyła się remisem. 13:7. Historyczny sukces stał się faktem. - Dobrym przygotowaniem kondycyjnym, szybkością, przebojowością i ambicją zaimponowali pięściarze Jastrzębia. Jest to rzeczywiście silny zespół, który w roku przyszłym może być jeszcze lepszy - oceniał ówczesny trener kadry narodowej Michał Szczepan.

 

Szczególnie z sukcesu mógł cieszyć się Andrzej Kaleta. Miał wówczas 31 lat i... był w klubie od samego początku, czyli od założenia sekcji w 1965 roku, gdy trenerem był jeszcze Józef Tomaszewski. Przeszedł z Górnikiem Jas-Mos, a potem GKS Jastrzębie, drogę z klasy A do I ligi. Był pierwszym mistrzem Śląska z Jastrzębia w roku 1968 oraz pierwszym zawodnikiem reprezentującym nasz klub z sukcesem międzynarodowym, gdy w 1969 roku w Ostrawie wywalczył srebro podczas Memoriału Vaclava Prochazki. - W następnych latach było różnie. Był potrzebny drużynie. Wygrywał, przegrywał. Większych sukcesów nie odniósł. Trapiły go kontuzje. W sumie w barwach GKS stoczył 193 walki. Skrupulatni kronikarze klubu wyliczyli, że zdobył on 180 punktów w 135 meczach mistrzowskich, począwszy od klasy A, skończywszy na I lidze. Najwięcej punktów z wszystkich pięściarzy, którzy bronili barw klubu. I teraz we Wrocławiu, on właśnie, prawie 31-letni zawodnik, na zakończenie dwunastoletniej kariery sportowej, swoją wygraną postawił przysłowiową "kropkę nad i" - nad największym sukcesem swojej drużyny w historii całego klubu - zachwycał się Henryk Marzec na łamach grudniowej Robotniczej.

 

Kadra GKS Jastrzębie 1977: Henryk Średnicki, Andrzej Biegalski, Jan Gudra, Władysław Moruś, Zdzisław Hołodowski, Bolesław Nowik, Wiesław Kopeć, Marcin Jaworski, Jan Kaczorowski, Kazimierz Krynicki, Krzysztof Bożek, Leszek Czarny, Andrzej Kaleta, Jerzy Szewczyk, Leszek Rybiński, Kazimierz Bogacz, Witold Środa, Janusz Pik, Marek Rusek. Trener - Antoni Zygmunt. II trener - Ryszard Kudzin. Trenerzy juniorów - Czesław Caputa, Kazimierz Rochalski.

 

- Sukces cieszy, ale i zobowiązuje. Wywołał on olbrzymią radość w całym mieście, również w województwie. Otrzymaliśmy wiele telegramów i telefonów z gratulacjami, od klubów sportowych, różnych instytucji i przedsiębiorstw oraz osób prywatnych (…). Sympatyczna atmosfera panuje wokół boksu w całym mieście - podsumowywał kierownik sekcji bokserskiej GKS Jastrzębie Hubert Henke.

 

 

To był rok 1977... Pamiętacie? No to już pamiętacie. Może osoby, których nazwiska pojawiły się powyżej, znacie jako swoich sąsiadów, a może nawet krewnych. Oni tam byli.

 

GKS Jastrzębie mistrzem Polski w boksie. Ten jeden jedyny raz. 11 grudnia 1977 roku. Aby za cztery lata nie zapomnieć o czterdziestoleciu.

 

Źródło: Trybuna Robotnicza.
Fot: Archiwum.

 

Mariusz Gołąbek

KOMENTARZE

  • kibic | 19/12 godz. 15:40

    Historia była troszkę bogatsza Jastrzebskiego boksu było wiele indywidualnych świetności ,może nie takich jak pan Średnicki, Biegalski ale byli sukcesów też nie brakowało takie które mnie utkwiły w głowie to ;nedza brak pieniedzy wtedy Andrzej Porębski zbierał chłopaków z rynku bo nie było składu ,po to żeby nie utracić spuścizny po swoich poprzednikach powstały dwie ligi ekstra liga i pierwsza oczywiście spadliśmy bo jak by inaczej brakło chłopaków z rynku ;)ale nadeszły lepsze czsy stabilizacja i zaczęło sie układać awans do ekstra ligi były też dwa brązy i jeden srebrny medal i kiedy w 2002 r. byliśmy nie do pokonania oznajmiono nam zawodnikom że mamy sobie szukać pracodawców ,pierwsza cześć mojej wypowiedzi była uważam na miare złota druga smutna dla ludzi którzy stracili troszkę zdrowia na :):):)sali pozdrawiam

  • Heretyk | 17/12 godz. 17:08

    Panie Gołąbek, proszę się o mnie nie martwić. Nie męczą mnie pańskie teksty tak jak się to panu wydaje. Mierzi mnie tylko styl, który ma pokazać pańską wyższość nad innymi. To, że od ładnych kilku lat przybliża pan mieszkańcom Jastrzębia sportową historię miasta jest godne pochwały. Jednak, jak do często bywa, z czasem obrósł pan w piórka i serwuje pan wszystkim swój sposób widzenia świata, w przekonaniu o swojej nieomylności i wyższości. Ja pamiętam i jeszcze paru innych, więc czytajcie wszyscy, bo to moja prawda objawiona. Skoro to jest pana sposób na zaistnienie to już pańska sprawa. Przyrzekam już więcej nie komentować pańskich tekstów, bo widzę, że i tak nic do pana nie trafi i nikt pana nie przekona, że czarne jest czarne, a białe jest białe. Wesołych Świąt i niech dzieciątko przyniesie panu pod choinkę choć trochę dystansu do swojej działalności i do samego siebie. Bez zbytniego nadymania się jak to już robią inni, którzy coś tam w temacie historii piszą.

  • Mariusz Gołąbek | 17/12 godz. 15:35

    Refleksja przyszła nie z tej strony, z której się Pan spodziewał. Wyrażenia nie zniknęły z tekstu, aby mógł się Pan radować, że znów znalazł Pan dziurę w całym (wedle własnego uznania) i podreperował swoje ego anonimowym wpisem pod kolejnym z moich tekstów. Proszę mi wierzyć, że Pańskie ataki na mnie przy każdej możliwej okazji naprawdę niewiele mnie interesują i są Pana problemem. Apeluję do Pana - proszę nie zaglądać do moich artykułów, skoro tak bardzo Pan cierpi przy ich lekturze, przy tym całym braku ich merytoryczności, przy laniu wody, przy fatalnym ułożeniu zdań, przy beznadziejnym doborze faktów, przy poglądach, na które ma Pan wyraźne uczulenie. Nie chcę mieć Pana zdrowia na sumieniu, skoro ciągnie to Pana niczym ćmę do ognia i czyta Pan to wszystko, a potem się tak straszliwie męczy. Jeśli jednak nadal masochistycznie ma Pan zamiar je czytać - to proszę atakować ile wlezie i za wszystko, skoro sprawia to Panu tak wyraźną przyjemność, ale jednocześnie apeluję, aby nie sugerować innym Czytelnikom, że ma Pan jakikolwiek wpływ na to, co pojawia się lub nie pojawia w artykułach mojego autorstwa.

    Informuję, iż odnoszę się do Pańskiego wpisu jedynie po to, aby poinformować pozostałych Czytelników, iż wyrażenia nie zniknęły, bo Pan Heretyk sobie tego zażyczył, ale dlatego, aby nie zwracały na siebie uwagi i nie odciągały zainteresowania innych Czytelników (tej małej i nielicznej grupy, która akurat nie pamiętała o wydarzeniach z 1977 roku lub nie kojarzyła szczegółów) którzy przy okazji zapoznali się z komentarzami do artykułu, od meritum tego tekstu i jego bohaterów.

    Pozdrawiam i również życzę powodzenia oraz Wesołych Świąt.

  • Heretyk | 17/12 godz. 14:58

    Jednak refleksja przyszła:) Panie Gołąbek, niech pan więcej poświęci na meritum, a mnie na otoczkę. Poza tym, znowu pan użył zwrotu "niewiele osób pamięta". A skąd pan to wie. Zna pan wszystkich w Jastrzębiu. Nie trzeba mieć 50-60 lat, żeby wiedzieć o tych wydarzeniach. Tylko nie każdy o tym trąbi na prawo i lewo. Chwała panu za to, że przypomniał pan te wydarzenia. Więcej konkretów, mnie lania wody. Życzę powodzenia.

  • | 16/12 godz. 20:37

    P. Gołąbek może teraz coś innego przepiszesz pan z trybuny :)

  • Mariusz Gołąbek | 16/12 godz. 17:39

    Osoby, które poczuły się urażone lub obrażone stwierdzeniami "Ktoś zauważył" lub "Ktoś pamięta" przepraszam. Nie miałem zamiaru nikomu niczego wytykać. To jedynie pewne podkreślenie faktu, że o naszej sekcji pięściarskiej, poza pasjonatami i osobami, które wspominają jej mecze nie tylko przy Leśnej, ale też na cechowni KWK Jastrzębie, niewiele osób pamięta. W związku z tym oba stwierdzenia, jako będące zupełnie na marginesie i zwracające na siebie niepotrzebnie uwagę, zostają wykreślone. Bohaterami tego tekstu mają być mistrzowie Polski z 1977 roku, a nie dwa wyrwane z kontekstu zdania, po których przypisano autorowi z góry złą wolę. Ponadto w artykule znajdują się informacje o Pucharze Polski 1977 i brązowym medalu 1976. Proszę o uważne czytanie. Pozdrawiam Szanownych Czytelników.

  • do Andy Anderson | 16/12 godz. 16:19

    I dobrze, że napisał, tylko po co ten zarozumialczy ton? Tak na marginesie w 1976 też walczyli o mistrzostwo, ale ostatecznie zajęli trzecie miejsce. Ciekawe ilu pamięta? Pan Gołąbek lubi się poPISywać, co widać zarówno w tekstach o sporcie jak i polityce.

  • | 16/12 godz. 12:54

    do Andy Anderson - świetna i trafna riposta!!!

  • Zbyszek | 16/12 godz. 02:06

    vice Mistrza Polski mieliśmy w 1985 roku na pewno !!! Mam ten medal! Pozdrawiam wszystkich sympatyków boksu :)

  • Andy Anderson | 15/12 godz. 14:39

    Heretyk - Ty wiedziałeś, ja wiedziałem, Darek wiedział, Gołąbek może się dowiedział, bo zobaczył w gazecie a nie miał o tym pojęcia i na niczym się nie zna. Jego spytaj. Ale jeśli nie miał o tym zielonego pojęcia, a napisał, to chyba tym lepiej. Natomiast ja wiem, że masa ludzi o tym nie wiedziała albo nie pamiętała, a nie tylko Ty jesteś czytelnikiem. Ja tych stwierdzeń nie odczytuję jako zarozumiałość autora tylko jakąś tam formę dziennikarską. Czytam te Twoje komentarze na różnych forach i powiem Ci jedno - większego zarozumialca od Ciebie to tu na pewno nie ma. Szacunek za Twoją wiedzę, ale podejrzewam, że w twarz (a nie anonimowo) to połowy tych rzeczy ludziom, których się czepiasz, byś nie powiedział. Mimo wszystko pozdrawiam.

  • do poniżej | 15/12 godz. 14:30

    przeciez w tekscie jest info o pucharze polski...

  • Heretyk | 15/12 godz. 14:14

    Dobrze napisał Darek o zdobyciu Pucharu Polski i kto by o tym pamiętał. Pan Gołąbek z pewnością nikogo nie chciał obrazić, używając takiego zwrotu co wykpił Darek. Można pisac bez zarozumiałości, że nikt nie pamięta tylko ja.

  • Andy Anderson | 15/12 godz. 13:53

    Do Heretyka - cokolwiek gołąbek by nie napisał i do czegokolwiek byś się nie przyczepił, to akurat zarzucanie przez Ciebie komukolwiek zarozumiałości brzmi niczym kurs odchudzania u Grycanek.

  • Darek | 15/12 godz. 12:00

    W czerwcu tego samego roku, pięściarze GKS Jastrzębie zdobyli Puchar Polski. Kto by jednak o tym pamiętał.

  • Heretyk | 15/12 godz. 09:12

    Mogę się wypałować, ale to i tak nie zmieni faktu, że pan Gołąbek jest zarozumiały. Zapewne, gdyby nie Trybuna Robotnicza to jeszcze długo żyłby w nieświadomości:)

  • AK | 14/12 godz. 21:19

    Pamiętam jeszcze mecze na cechowni z Świentym iKuśmirakiem .

  • | 14/12 godz. 18:45

    świetny artykuł

  • | 13/12 godz. 21:34

    HERETYK weź się i wypałuj

  • Tylko Gks | 12/12 godz. 20:02

    Ach ten Gks Jastrzębie mistrz mistrz nad mistrze..

  • haka69 | 12/12 godz. 16:08

    piękne wspomnienia

  • kibic | 12/12 godz. 15:25

    A poźniej chyba Imex J-bie mial vice a potem mistrza i splajtowal co nie?

  • Heretyk | 12/12 godz. 11:38

    Dobrze, że pan Gołąbek wrócił do sportu, ale ta jego zarozumiałość...ktoś zauważył? Kibice pamiętają o tym wydarzeniu, a 36 rocznica jest jak ulał, żeby o tym pisać. Gdzie pan był 6 lat temu jak była 30 rocznica? Może chociaż rok temu? 35 rocznica brzmi lepiej niż 36. Więcej pokory panie Gołąbek, a czy pan to zapamięta?

  • Majkel | 12/12 godz. 10:39

    Ciekawe, ciekawe...

  • | 12/12 godz. 10:25

    tak wielki szacun przepisać z gazety to nie lada wyczyn :)

  • | 12/12 godz. 08:53

    Panie Mariuszu - SZACUN !!!!!!!

  • jasnet.pl | 12/12 godz. 17:40

    Komentarze do tego tekstu zostały wyłączone!
    Minął okres dodawania komentarzy.

Używamy plików cookies, by ułatwić korzystanie z naszego serwisu. Pliki cookie pozwalają na poznanie twoich preferencji na podstawie zachowań w serwisie. Uznajemy, że jeżeli kontynuujesz korzystanie z serwisu, wyrażasz na to zgodę. Poznaj szczegóły i możliwości zmiany ustawień w Polityce Cookies
Zamknij X