Dzisiaj jest: piątek, 17 maja 2024   Imieniny: Brunon, Sławomir, Weronika

więcej ›

SPORT

Tenis

ZAPOWIEDZI

PUBLICYSTYKA

Gem, set i... korty OWN

Jeszcze kilka lat temu ze świecą trzeba było szukać polskich tenisistów na światowych listach rankingowych. W juniorskich turniejach radziły sobie Aleksandra Olsza i Magdalena Grzybowska, ale ich postawa wśród seniorek daleko odbiegała od pokładanych nadziei. Mimo to tenis ziemny cieszył się wśród kibiców sportowych sporą popularnością. Bzdurą jest stwierdzenie, że jest to dyscyplina dla bogatych biznesmenów i elit. Wystarczy popatrzeć na sukcesy młodych Rosjan czy Białorusinów, z których większość to dzieciaki moskiewskiej czy mińskiej ulicy.

Jednak i w polskim tenisie zaczęły się zmiany. W cyklu globalnych zawodów średniej rangi pojawiły się turnieje w Warszawie i Sopocie. Później objawił się talent Marty Domachowskiej i Łukasza Kubota oraz deblistów Mariusza Fyrstenberga i Marcina Matkowskiego, aż w końcu doczekaliśmy się małej gwiazdy w postaci Agnieszki Radwańskiej. Od czasów Wojciecha Fibaka żaden z naszych reprezentantów nie osiągnął tyle, co młoda tenisistka z Krakowa. To napędza tenisową koniunkturę. Niektórzy rodzice widzą w tej dyscyplinie szansę na duże pieniądze dla swoich pociech i... siebie. Inni podchodzą do tego w zdrowszy sposób i traktują tenis jako ciekawą rozrywkę oraz możliwość ogólnego rozwoju fizycznego dla dzieci. Radwańska jest jedna, ale kto wie... Zainteresowanie odbijaniem piłki rakietą rośnie z roku na rok.

Tymczasem w naszym mieście ta prestiżowa i popularna na świecie dyscyplina sportu (mówiąc kolokwialnie) leży. Działać w tej kwestii próbują członkowie Jastrzębskiego Towarzystwa Tenisowego. Wśród nich są między innymi Julian Marek oraz Waldemar Butanowicz. Ten ostatni, będący najlepszym jastrzębskim tenisistą ostatnich lat, wybudował nawet kort przy ulicy Cieszyńskiej na Ruptawie, gdzie uczy młodych adeptów reguł tego sportu. Poza tym obiektem istnieją jeszcze korty na Przyjaźni, ale nie mają one odpowiednich pomieszczeń, które można byłoby wykorzystać na szatnie czy prysznice. A niewielu rodziców zdecyduje się na wysłanie swojej pociechy na trening w takich warunkach. Rozwój tenisa w naszym mieście jest zatem zahamowany, podczas gdy w sąsiedztwie rosną korty, hale tenisowe i powstają profesjonalne kluby. W Jastrzębiu jest potencjał do zbudowania fundamentów pod silne środowisko tenisowe. Potrzebne jest jednak wzajemne zaufanie, dużo dobrej woli oraz... pieniądze. Choć w tym przypadku te ostatnie nie są czynnikiem decydującym, co jest chyba ewenementem w skali Jastrzębia Zdroju.

Kością niezgody są w tym przypadku korty w Ośrodku Wypoczynku Niedzielnego, zarządzanego przez Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji. Na temat samego OWN-u wylano na miasto tyle pomyj, że nawet nie warto ich przypominać. Skupmy się zatem na kortach, z których przez ostatnie kilka lat korzystało wielu mieszkańców naszego miasta. W tym także niżej podpisany, choć wyczyny jego i kolegów napawały ówczesnego dzierżawcę takim smutkiem, że chciał kompletnie za darmo uczyć nas odbijania piłki. Po prostu nie mógł na to patrzeć. My jednak byliśmy twardzi i dalej kalaliśmy korty własnym tenisowym analfabetyzmem. Tym niemniej z obiektu, jeśli pogoda dopisywała, korzystało wiele osób. Odpowiedzialny za korty jest dzierżawca, który wygra przetarg rozpisywany raz na trzy lata. We wcześniejszych przetargach startowało również Jastrzębskie Towarzystwo Tenisowe, ale licząc na przychylność MOSiR-u chciało dzierżawić obiekt za złotówkę lub równie symboliczną sumę. Nie było zatem tajemnicą, że JTT przegrywało w każdym kolejnym tego typu przedsięwzięciu. Z kolei MOSiR zgodnie ze specyfikacją przetargową wybierał tego oferenta, który dawał najwyższą cenę, co było jedynym kryterium wyboru. Sytuacja zmieniła się przy okazji ostatniego przetargu. Julian Marek i spółka zaproponowali na tyle wysoką sumę, że wygrali i są obecnie pełnoprawnymi dzierżawcami. - Podjęliśmy to ryzyko i wygraliśmy. Nie zmienia to jednak faktu, że nadal nie zgadzamy się z tym, że MOSiR organizuje co trzy lata konkursy ofert czy wcześniej przetargi. Nie będę ukrywał, że jednym z głównych celów przejęcia kortów w dzierżawę jest chęć udowodnienia, że potrafimy . Ze strony władz miasta pojawiły się bowiem zarzuty, że "jesteśmy nieznani". Mimo jedenastu lat działalności i prowadzenia obiektu na Przyjazni - mówi Julian Marek.

Jako ludzie, którzy uważają się za tenisowych maniaków, krytykują MOSiR za nieznajomość tematu. Z kolei władze Ośrodka mają za złe Towarzystwu, że ci nie potrafią współpracować na określonych zasadach i nie chcą dążyć do kompromisu. Głównym problemem jest tu długość okresu dzierżawy. Według JTT trzy lata to zdecydowanie za mało. Jeśli ktoś chce zainwestować w obiekt, to stoi na straconej pozycji. Korty czynne są tylko przez pewien okres w roku (trudno grać na śniegu lub w temperaturze bliskiej zeru), zatem zakres prac jest siłą rzeczy ograniczony. Tym bardziej, że po trzech latach wygrać przetarg może zupełnie inna instytucja lub osoba. I pieniądze włożone w obiekt albo przepadają, albo... czyni się to, co zrobił poprzedni dzierżawca. Przegrał przetarg, zatem zabrał wszystko, co mógł zabrać i zostawił gołe ściany. Jaka jest gwarancja, że każdy następny dzierżawca nie zadziała podobnie? I co trzy lata kolejny administrator obiektu może tym samym spowodować, że jego następca musi zaczynać od zera. Jak szkolić dzieciaki, które po paru treningach będą musiały szukać nowych możliwości gry? Brakuje stabilizacji. Tym bardziej, że przypadku tego konfliktu pomiędzy poprzednim a obecnym dzierżawcą oraz MOSiR-em chyba zabrakło zwykłego dogadania się. Tym niemniej prawo w tym przypadku wcale nie pomaga w rozwiązaniu ewentualnych konfliktów. A przecież powinno uwzględniać również szeroko pojęty czynnik ludzki. Nie trzeba mówić, że nie pomaga to jastrzębskiemu tenisowi. Odbywają się kolejne spotkania, a sprawa stoi w miejscu.

Jastrzębskie Towarzystwo Tenisowe uważa, że okres dzierżawy powinien być podobny, jak w innych miastach, gdzie dzierżawca uzyskuje obiekt na około dekadę. Natomiast MOSiR broni się stwierdzając, że zgodnie z pełnomocnictwo Prezydenta Miasta może zawierać umowy dotyczące dzierżawy na maksymalnie trzy lata. Na dłuższy okres musi zgodzić się w stosownej uchwale Rada Miasta. - Zaryzykuję stwierdzenie, że trzyletnia dzierżawa to ewenement w skali kraju - uważa Julian Marek - W Polsce tego typu obiekty będące własnością Skarbu Państwa są prowadzone przez ośrodki typu MOSiR lub przekazywane w wieloletnią dzierżawę klubom tenisowym. Zdarzają się również sytuacje, gdy kluby przejmują korty w wieczyste użytkowanie - kończy. Ponadto Julian Marek ma powody do narzekań z powodu braku drogi dojazdowej do obiektu. - To kolejny paradoks. Rzekomym powodem braku możliwości dojazdu są kąpiące się dzieci na OWN-ie. A przecież nikt od dawna nie korzysta z basenu z powodów ogólnie znanych. Brak drogi dojazdowej nie jest zachętą dla rodziców, aby wysyłać swoje pociechy na trening. Mam nadzieję, że sprawą zajmie się prezydent Franciszek Piksa, któremu przedstawiłem całą sprawę - stwierdza szef JTT.  Towarzystwo i MOSiR wybitnie sobie nie ufają i paradoksem jest, że oskarżają się o podobne rzeczy. A ponieważ każdy człowiek ma swój specyficzny charakter, to przy okazji rozmowy o pieniądzach często wychodzi to, co nie powinno.

W każdym razie Jastrzębskie Towarzystwo Tenisowe wystosowało pismo w sprawie "wyczyszczonego" przez poprzedniego dzierżawcę budynku, w którym wskazało braki w wyposażeniu pomieszczeń zaplecza oraz prosił MOSiR o zakup armatury wodno-kanalizacyjnej i baterii do szatni. Przepychanki trwały kilka tygodni. Ostatecznie MOSiR ustąpił i dokonał zakupu oraz zamontował stosowne wyposażenie, a także wymalował szatnię. Nikt nie zyskał na kłótniach, a wzajemny brak zaufania tylko wzrósł. Sezon tenisowy został przesunięty o kilka tygodni, co przy obecnej pogodzie okazuje się niezmiernie ważnym czynnikiem. Z drugiej strony ważna jest czasami forma prowadzenia rozmów. Poza tym jedni oskarżają drugich o brak chęci do współpracy i działalność skierowaną tylko na własny interes. I tak w kółko Macieju.

Pojawiło się jednak światło w tunelu. Wyremontowany budynek będzie służył korzystającym z kortów. Mimo fatalnej pogody odbyły się tam okrojone mistrzostwa Jastrzębia. Korty są otwarte, zatem każdy chętny może z nich korzystać. Coś się ruszyło. Warto dodać, że opłata, którą uiszcza dzierżawca plus koszty utrzymania obiektu raczej nie zostaną zrównoważone przez przychody od chcących "pomachać rakietą". Trudno zatem mówić, że JTT chce na całej sprawie zarobić. Biorąc pod uwagę wszystkie kwestie, Towarzystwo nie ma w zasadzie nawet najmniejszej szansy "wyjścia na zero". Z drugiej strony MOSiR nie może bawić się przetargi według własnego widzimisię, bo jest instytucją miejską i musi brać pod uwagę aspekty prawne. Obie strony mają swoje racje. Tym bardziej szkoda braku porozumienia, ponieważ zarówno Towarzystwo, jak i Ośrodek muszą być zainteresowane rozwojem tenisa w naszym mieście. Trzeba również dodać, że wielu ludzi po obu stronach barykady zna się od dawna. To starzy znajomi ze szkół czy imprez sportowych. Konflikt w takim przypadku często napędza się sam. A szczegóły, na które w zwykłych okolicznościach nikt nie zwróciłby uwagi, stają się problemami numer jeden.

Warto rozmawiać. Tym bardziej, że obie strony dążą do podobnego celu, ale chcą iść innymi drogami. Jest szansa na porozumienie, gdyż najwyraźniej ktoś zaczyna dochodzić do wniosku, że nie warto drzeć kotów o byle co i zacząć łagodzić sytuację.  Korty przy Ośrodku Wypoczynku Niedzielnego są dobrem, w które należy porządnie zainwestować, bo zapotrzebowanie na tenis ziemny w naszym mieście jest nie mniejsze, niż na bieganie, pływanie, szachy czy tenis stołowy. Nie jest oczywiście tajemnicą, że również one mają swoje problemy. Ale istnieją. Otrzymują pewne dofinansowanie, ratują niektórych młodych ludzi przed głupotami wieku dorastania, mają swoje sukcesy, które później w skali kraju promują nasze średniej wielkości miasto. I czasami ktoś w Warszawie od czasu do czasu zwróci na to uwagę i sypnie groszem na dalszą egzystencję. Wymienione dyscypliny również padają ofiarami konfliktów między działaczami i samymi sportowcami.

W przypadku tenisa mamy do czynienia z dwiema stronami, które współdziałając mogłyby wiele dobrego zrobić. Potrzeba jednak więcej zaufania i chęci kompromisu, mniej zadufania, złych słów oraz wywlekania starych grzechów, których i tak nie da się naprawić. Takie jest prawo w tym kraju, że nie pomaga ludziom w konfliktach. Rafał Ziemkiewicz nazwał to "pływaniem w kisielu". Dlatego Polak za granicą potrafi być obrotny, pracowity i uczciwy. Bo "pływa w zwykłej wodzie". U nas jest tak, jak jest. Pływamy w tym kisielu wszyscy. Ale warto zrobić wszystko, aby zminimalizować skutki głupoty tych, którzy stworzyli ten system.

Mariusz Gołąbek

KOMENTARZE

  • jasnet.pl | 17/05 godz. 15:55

    Bądź pierwszy! Wyraź swoją opinię!

  • jasnet.pl | 17/08 godz. 00:00

    Komentarze do tego tekstu zostały wyłączone!
    Minął okres dodawania komentarzy.

Używamy plików cookies, by ułatwić korzystanie z naszego serwisu. Pliki cookie pozwalają na poznanie twoich preferencji na podstawie zachowań w serwisie. Uznajemy, że jeżeli kontynuujesz korzystanie z serwisu, wyrażasz na to zgodę. Poznaj szczegóły i możliwości zmiany ustawień w Polityce Cookies
Zamknij X