Dzisiaj jest: piątek, 17 maja 2024   Imieniny: Brunon, Sławomir, Weronika

więcej ›

SPORT

PUBLICYSTYKA

Nad Bałtykiem w środku zimy

 

Nadbałtyckie miejscowości poza sezonem wysokich temperatur zupełnie nie przypominają wakacyjnych kurortów. Opustoszałe ulice i plaże oraz zamknięte sklepy są tego najlepszym dowodem. Z jednej strony - autochtoni w końcu, po kilku tygodniach najazdu "hunów" z kontynentu, mogą odpocząć i nacieszyć się wreszcie swoim własnym towarzystwem. Z drugiej jednak - ekonomia to rzecz obiektywna. Lipcowo-sierpniowa kroplówka musi wystarczyć na resztę roku. Dlatego też lutowe wizyty tysięcy morsów z całego kraju są tu co najmniej pożądane. Miasteczka rozkwitają wtedy na kilka mroźnych dni. Nikogo już nie dziwi facet w samych majtkach w kolejce po bułki i maślankę o siódmej rano.

 

Kąpiele zimnowodne stały się w ostatnich latach bardzo popularne. Przeciętny Polak najpierw przestał śmiać się (co wcześniej czynił nad wyraz chętnie) z rodaka-wariata, który prawie nago pchał się między krę. Potem, skuszony walorami zdrowotnymi lodowatej wody oraz, nie ukrywajmy tego, możliwością lansu wśród znajomych, ruszał między wrony i krakał tak jak one. Jastrzębie-Zdrój ma wspaniałe tradycje morsowania. Pierwsze kąpiele odbywały się tu już trzydzieści lat temu. Co więcej, organizowane były nawet pierwsze międzynarodowe zloty morsów, a ich areną stała się... fontanna w Parku Zdrojowym. Na początku XXI wieku na podobny pomysł wpadły władze Mielna i okazało się to strzałem w dziesiątkę do tego stopnia, że niedługo potem kolejne spotkania morsów zaczęły organizować również inne miasta, w tym Kołobrzeg. Na razie jednak Mielno wytrzymuje konkurencję i wciąż przyciąga najwięcej pasjonatów lodowatego szaleństwa.

 

Jastrzębskie "Białe Misie" jeżdżą do Mielna regularnie co najmniej 2007 roku. W ostatnich latach nad Bałtyk wyruszają również członkowie innych stowarzyszeń morsów z naszego miasta, którzy wcześniej odeszli z "Białego Misia" (zarówno dawnego, założonego przy JKKT, jak i klubu powstałego na jego bazie). Grup pasjonatów przybywa nie tylko z powodu popularności kąpieli, ale również, niestety, zwykłych nieporozumień między ludźmi. Cóż, jesteśmy w Polsce. Gdzie dwóch Polaków, tam trzy partie, jak rzekomo powiedział sam Churchill.

 

Tegoroczny Międzynarodowy Zlot Morsów w Mielnie był już dwunastą edycją zjazdu. Oficjalnie impreza odbywała się w dniach 13-15 lutego (piątek - niedziela), ale wiele grup przyjeżdża nad Bałtyk na dłużej (miejscowi bynajmniej z tego powodu nie narzekają). W tym gronie były i "Białe Misie", które wyruszyły nad morze w środę późnym wieczorem, dosiadając się do autobusu zaprzyjaźnionego "Kaloryfera" z Krakowa. Morsy spod Wawelu to starzy znajomi jastrzębian z poprzednich mieleńskich zlotów, ale też i z organizowanego przez siebie "Przeciągania Smoka przez Wisłę", polegającego na przepłynięciu styczniowej królowej polskich rzek z jednego brzegu na drugi. W sumie do Mielna pojechały dwa tuziny "Białych Misiów".

 

Zabawa tradycyjnie rozpoczęła się już w "wesołym autobusie". Ponieważ zaledwie godzinę po wyruszeniu z ulicy Warszawskiej wybiła północ, po pojeździe rozniósł się zapach pączków, które na drogę przekazała "Misiom" zaprzyjaźniona piekarnia. Po trwającej jedenaście godzin podróży przez całą Polskę krakowsko-jastrzębski autobus dotarł do Mielna. Śniegu, niestety, zero. Temperatura również oscylowała wokół tej cyfry. Zatem powtórki z pamiętnego 2010 roku nie będzie. Wtedy mieleńska plaża była pokryta półmetrową warstwą śniego-lodu... Po samym przyjeździe "Białe Misie" zameldowały się w sztabie głównym zlotu, celem odebrania gadżetów. Naszą ekipę zainteresował ruch w pobliskim gimnazjum. Okazało się, że uczniowie tej placówki przeprowadzali akcję na rzecz uboższych kolegów. Cel zbożny - wyjazd na wycieczkę za pieniądze zebrane ze sprzedaży upieczonego wcześniej ciasta. Jastrzębianie nie mogli nie skorzystać z okazji zarówno do pomocy, jak i do kolejnego słodkiego posiłku.

 

"Białe Misie" zamieszkały w ośrodku "Albatros" w Mielnie. Pokoje dwuosobowe, basen, sauna i inne bajery do dyspozycji. Ale nie to było najważniejsze. Liczyła się przede wszystkim odległość od plaży. Jeżeli jest blisko - nie trzeba męczyć się z ruchomą przebieralnią, tylko prosto z hotelu można ruszyć do morskiej kąpieli. Ponieważ słoneczko dopisywało, niektóre nasze morsy zaopatrzyły się w... leżaki. Pomysł stary, ale wciąż w pierwszej dziesiątce listy przebojów. Morze przyjęło gości ze Śląska niezwykle przyjaźnie - zupełnie nie było wiatru i fal. Po prostu - jeziorko. Wieczorem, celem spalenia kalorii z pączkowo-ciastowego obżarstwa, w "Albatrosie" do trzeciej rano trwały tańce.

 

Ale było grzecznie. Do tego stopnia, że o dziewiątej rano w piątek wszyscy karnie spotkali się na śniadaniu. Dwie godziny później cała grupa żwawo wyruszyła ponownie nad morze, gdzie gospodarze zlotu przygotowali nie lada atrakcję - specjalne "balie" z gorącą wodą. Jedna na tuzin osób, druga - na osiem. Można było zanurzyć się we wrzątku, a następnie ruszyć w lodowate odmęty bałtyckie i tak na zmianę do znudzenia. Stosowany w ten sposób szok termiczny w odpowiednich dozach to miód na serce, wątrobę i układ krwionośny. Po południu "Białe Misie" wzięły udział w zawodach sportowych dla mrozoodpornych. Kilka konkurencji... nie do końca na poważnie, między innymi: bieg z przeszkodami w "pijackich" goglach (chyba wiadomo, co to za sprzęt), narciarska "pięcionoga" (pięć osób wpiętych w dwie deski i wio!) czy składanie rur kanalizacyjnych. Niestety, w triumfie jastrzębianom przeszkodzili lepiej dysponowani członkowie białogardzkiego "Sopla". A wieczorem na oddalonej o kilkadziesiąt metrów od "Albatrosa" sali odbyło się "Disco Mors" (nazwa mówi wszystko...). Królowymi karaoke zostały oczywiście nasze morsice Manuela i Ania, które porwały całe zimnolubne Mielno klasycznym "Białym misiem" świetnie znanego starszym pokoleniom zespołu Top One.

 

Oczywiście, również z piątku na sobotę było bardzo grzecznie i rano wszyscy zameldowali się na pośniadaniowej kąpieli w Bałtyku. Tafla płaska jak na stawie przy Ośrodku Wypoczynku Niedzielnego. Temperatura nieco powyżej zera. I choć niektórzy drwią, że bez mrozu to "pikuś", a nie morsowanie, to każdy doświadczony pasjonat takiej formy rekreacji przyzna, że kontakt z wodą przy temperaturze powietrza plus pięć jest o wiele trudniejszy, aniżeli wejście do niej, gdy jest minus pięć. To fakt obiektywny - woda jest wówczas zwyczajnie chłodniejsza (a nie cieplejsza - jak przy mrozie) od otoczenia. Do wieczora jeszcze sporo czasu, więc część "Misiów" wyruszyła plażą na wschód, do pobliskiego Unieścia, gdzie tradycyjnie zawitała do smażalni ryb (tej samej, co rok, dwa i trzy lata temu). Czas do tego stopnia miło płynął, że o mały włos jastrzębska ekipa nie spóźniła się na oficjalną zabawę w mieleńskiej hali, gdzie spotykają się liczeni w tysiącach goście zlotu. Tym razem gospodarze rzucili hasło "balu przebierańców z czarnym kotem". Stąd na zdjęciach tyle czarownic, kościotrupów, śmierci i innych dziwadeł. Wszystkich "przebiła" jednak wspomniana już Ania, która przyodziała lateksowy strój drapieżnej czarnej kocicy. W ten oto sposób przykryła nawet... strajki, o które co rusz ktoś pytał słysząc, że przyjechały morsy z Jastrzębia-Zdroju, wśród których echem odbijał się okrzyk "Zagórowski musi odejść"...

 

Z soboty na niedzielę tradycyjnie... nie było już tak grzecznie. Bez strat w ludziach i sprzęcie na szczęście obyło się i wszystkie "Białe Misie" karnie stawiły się przed 11:00 pod halą, skąd główną aleją Mielna wyruszała doroczna parada morsów. Udział w niej wzięło około dwóch tysięcy ludzi, czyli mniej więcej tyle, ile liczy sama miejscowość. Jastrzębianie przygotowali stroje "grypoodpornych". Na czele przemarszu "Misiów" znalazł się oczywiście Władek, który w tym roku odpowiadał za lektykę dla klubowej maskotki. I pomyśleć, że dwanaście miesięcy temu tę ważną funkcję sprawował świętej pamięci Tadek... Za misiem kroczył dumnie najsłynniejszy jastrzębski Neptun, czyli 77-letni Stanisław Sunita, a wraz z nim dzwoniące muszelkami syrenki i reszta ferajny.

 

Kilkanaście minut przed południem na miejscu akcji było już mrowie gotowych do wtargnięcia do Bałtyku morsów. Tego dnia morze nie było już takie sympatyczne. O ile poprzednio przypominało jezioro, o tyle teraz potężne bałwany zalewały połowę plaży. Wiatr szalał. Organizatorzy byli na to przygotowani, ale mimo to ostrzegano, aby trzymać się za ręce i nie ryzykować wyjścia za daleko. Fale potrafiłyby bowiem przewrócić nawet potężnego faceta. Równo o dwunastej masa ludzi ruszyła do wody i... na dwie raty pobiła w ten sposób Rekord Guinessa w masowym wejściu do zimnej wody, który obecnie wynosi 1799 osób. Miło, że w tym niecodziennym wydarzeniu wzięli udział również jastrzębianie. Dziennikarze ogólnopolskich stacji jak zwykle polowali na największych ekscentryków w tym mrowiu półnagich ludzi, więc naszemu Neptunowi nie mogli przepuścić. Ponieważ jednak pan Stanisław przed mikrofonem niczym ryba w wodzie, więc "setki" były jak znalazł.

 

I na tym w zasadzie zakończyła się kolejna piękna mieleńska przygoda. Trzeba było wracać do domu. Większość musi przecież iść rano do pracy. Aby jednak nie było nudno, to cała ekipa miała jeszcze egzamin z... ćwiczeń fizycznych. Autobus odmówił bowiem posłuszeństwa na parkingu i najwyraźniej nie miał ochoty opuszczać gościnnego Mielna. Cóż, trzeba go było wypchnąć na siłę. I nie tylko jego...

 

zobacz galerię ›

mg

KOMENTARZE

  • Mejuh Mocnis | 01/04 godz. 16:38

    Dobre, tylko gdzie Krowa? :)

  • oko | 12/03 godz. 07:08

    z roku na rok cosik Was ubywa

  • Stanisław | 10/03 godz. 07:53

    A kiedy to było....

  • jasnet.pl | 09/03 godz. 23:08

    Komentarze do tego tekstu zostały wyłączone!
    Minął okres dodawania komentarzy.

Używamy plików cookies, by ułatwić korzystanie z naszego serwisu. Pliki cookie pozwalają na poznanie twoich preferencji na podstawie zachowań w serwisie. Uznajemy, że jeżeli kontynuujesz korzystanie z serwisu, wyrażasz na to zgodę. Poznaj szczegóły i możliwości zmiany ustawień w Polityce Cookies
Zamknij X