Dzisiaj jest: wtorek, 21 maja 2024   Imieniny: Donat, Tymoteusz, Walenty

więcej ›

SPORT

PUBLICYSTYKA

"Pomaganie innym jest fajne!"

 

Wywiadem z Romanem Rajwą rozpoczynamy szeroko zapowiadany cykl rozmów z triumfatorami "Premii Lotnej JasNetu", czyli trójką mieszkańców naszego miasta, którzy okazali się "Najaktywniejszymi Jastrzębianami" i w biegu "Jastrzębskiej Dziesiątki" jako pierwsi spośród wszystkich naszych lekkoatletów pojawili się na ulokowanym nieopodal siedziby naszej redakcji półmetku liczącej 10 km trasy. Warto przypomnieć, że na piąty kilometr wśród zameldowanych w Jastrzębiu-Zdroju biegaczy w tym samym czasie wpadli właśnie Rajwa, a także Grzegorz Szulik. Wśród pań triumfowała natomiast Aneta Suwaj.

 

Roman Rajwa nie jest dla naszych Czytelników bynajmniej postacią anonimową. To 24-letni biegacz z Bzia (stąd wzięła się oryginalna i pomysłowa nazwa grupy - "Bziegacze"), który ma na swoim koncie szereg naprawdę dobrych wyników na lokalnej niwie lekkoatletycznej (czasy na 10 km poniżej 35 minut nie biorą się znikąd!). Sam jednak, jako niezwykle skromny i pozytywnie nastawiony do życia facet, nie chce nazywać ich "sukcesami". Niech więc będzie zgodnie z jego życzeniem, ale... jesteśmy przekonani, że drzemiący w tym człowieku talent wraz z niespotykaną chęcią do pracy oraz wręcz nieskończonymi pokładami optymizmu będą mocno procentować w przyszłości. Największe osiągnięcia jeszcze przed nim. Roman Rajwa jest doskonałym przykładem na "zwykłego-niezwykłego" mieszkańca Jastrzębia-Zdroju, który ma czas na pracę, trening i... wolontariat w Hospicjum im. ks. Dutkiewicza. - Pomaganie innym jest fajne. Przecież za jakiś czas my też będziemy mogli potrzebować wsparcia - mówi, jak gdyby nigdy nic...

 

A tymczasem już dziś zapraszamy do lektury kolejnych wywiadów z naszymi laureatami, czyli z Anetą Suwaj i Grzegorzem Szulikiem. Warto! Będzie równie ciekawie!

 

- Byłeś w pierwszej piątce mieszkańców miasta uważanych za naszych faworytów "Jastrzębskiej Dziesiątki" i "Premii Lotnej JasNetu". Ale i tak z Grzegorzem Szulikiem sprawiliście niespodziankę, wpadając na półmetek... wspólnie! A wcześniej ucięliście sobie pogawędkę...
Roman Rajwa - Rzeczywiście, na pół kilometra przed premią Grzesiek zapytał, czy to na pewno ja (śmiech). Z daleka widzieliśmy już banery i czujniki z czasem. Nie będę ukrywał, że chciałem zgarnąć tę premię. Ruszyłem do przodu, ale Grzegorz nie pozwolił mi na ucieczkę i w ten sposób wpadliśmy na piąty kilometr razem. Fajna sprawa, bo taka nagroda to coś nowego.

 

- Na szóstym kilometrze miałeś już jednak sporą stratę.
- Istotnie, po minięciu półmetka Grzesiek Szulik mocno mnie odsadził. Krótko mówiąc - odpadłem z rywalizacji z nim... W każdym razie jeszcze na trasie pogratulowałem mu świetnego tempa i... chciałbym go kiedyś w końcu dogonić!

 

- Jesteś zadowolony ze swojego występu?
- Umiarkowanie. Założyłem sobie trzy cele. Pierwszym była "Premia Lotna JasNetu", a drugim - miejsce na podium naszej drużyny "Bziegaczy".Oba te cele udało się osiągnąć i tu muszę podziękować Anecie Suwaj, która zgodziła się pobiec z nami w zespole. Natomiast chciałem również znaleźć się wśród medalistów w gronie mieszkańców naszego miasta. I tu... nieco mnie ścięło (śmiech).

 

- Byłeś czwarty. To podobno najgorsze miejsce, ale przydarza się najlepszym.
- Zgoda, tylko że wpadając na metę byłem przekonany, że jestem... trzeci (śmiech). Wiedziałem, że wyprzedzili mnie Grzegorz Szulik i Wojciech Lizak. Za mną natomiast znaleźli się inni koledzy, których brałem pod uwagę w rywalizacji o podium, czyli Rafał Zieliński i Łukasz Tyniec. Tymczasem popatrzyłem na wyniki, a tam pojawiło się nazwisko pana Dariusza Pawlika, którego nie miałem przyjemności wcześniej poznać. Straciłem do niego dwie sekundy. Pół minuty gapiłem się jak wryty w tablicę z rezultatami. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Jest kolejna osoba do rywalizacji i kręcenia czasów! A za rok na pewno spróbuję go wyprzedzić.

 

- "Bziegacze" to jedno, ale nie da się nie zauważyć, że Bzie to jastrzębskie "zagłębie lekkoatletyczne". Ty i Wojciech Lizak biegacie na wysokim poziomie, ale są też Jan i Stanisław Rajwa, Grzegorz Lizak... A nowe pokolenie rośnie. U Kuby Staśkiewicza również są świetni młodzi biegacze z Bzia. Macie lepszą wodę pod ziemniakami niż reszta miasta?
- Myślę, że to nie kwestia diety (śmiech). Sądzę, że Bzie ma przewagę nad pozostałymi częściami Jastrzębia w postaci... położenia geograficznego. O ile w centrum można pobiegać na bieżniach, aby nie niszczyć kolan, o tyle przełaje najlepiej trenuje się właśnie u nas. Sprzyja temu mały ruch samochodów przy relatywnie dobrych drogach asfaltowych i zróżnicowanym krajobrazie. Lasy, pola, górki, spady - do wyboru, do koloru. Wiem, że wiele osób z centrum miasta trenuje w Bziu.

 

- Psy nikogo nie gonią, jak to czasem bywa na Ruptawie?
- Nie, to nasz kolejny handicap (śmiech)! Natomiast w kwestii "rodzinnej", bo o tę też zahaczyliśmy, to Jan i Stanisław są moimi braćmi. Ale to nie wszystko. Jesteśmy  bowiem spokrewnieni z Tomaszem i Weroniką Białeckimi, Danielem i Justyną Jaroszewskimi, a także Krzysztofem i Beatą Szymikami. Krótko mówiąc - wszyscy bardzo lubimy biegać! To u nas rodzinne, jak mawiają w reklamie.

 

- No to pytanie o genezę Twojej przygody z biegami mamy z głowy. Pewnie wujek namówił?
- Akurat... nie! Zaczynałem od piłki nożnej i nawet zaliczyłem roczny epizod w juniorach Zrywu Bzie. Mieszkam dwa kilometry od klubowego boiska, więc na treningi jeździłem na rowerze. Ponieważ jednak mam predyspozycje do psucia takich rzeczy, to... musiałem albo chodzić pieszo, albo biegać. I tak to się zaczęło. Niestety, przygodę z futbolem zakończyły dwie dość poważne kontuzje kolan, ale lekkoatletyczna pasja pozostała. Potem, już w gimnazjum, pani Iwona Rosińska, nasza nauczycielka wychowania fizycznego, po kolejnych dobrych występach na zawodach międzyszkolnych namawiała mnie na treningi w Klubie Biegacza MOSiR. Byłem jednak młody i głupi. Nie posłuchałem jej. Dziś wiem, że powinienem był to zrobić. To był błąd. Pewnie dlatego straciłem te dwie sekundy do Dariusza Pawlika (śmiech). Ostatecznie trafiłem jednak do lekkoatletyki, gdy pięć lat temu spróbowałem swoich sił w Biegu Równych Szans, czyli w pierwszej edycji "Jastrzębskiej Dziesiątki". Złapałem bakcyla. Potem zaczęły się wyjazdy na biegi uliczne do Cieszyna, Żor czy Sosnowca. A nawet Zakopanego.

 

- Widziałem cię w akcji w Biegu Pawłowickim. Pomagał ci Jakub Staśkiewicz, choć nie jesteś przecież, jak sam mówiłeś, zawodnikiem Klubu Biegacza MOSiR.
- Rzeczywiście. Kuba to świetny facet i zgodził się mi pomóc. Do czerwca minionego roku trenowałem bowiem zupełnie sam i w pewnym momencie poczułem... ścianę. Po prostu - mój organizm przestał czynić postępy. Jakuba Staśkiewicza miałem okazję poznać przy okazji kolejnych Testów Coopera na Stadionie Miejskim czy organizacji biegów. Zagadałem i... wypaliło! Kuba dysponuje fantastycznym doświadczeniem sportowym. Przekazał mi niezbędne wskazówki dotyczące nie tylko zajęć, ale też diety. Znacznie urozmaicił moje treningi. Czasem mam tzw. kilometrówki czy ćwiczenia sprawnościowe, innym razem znów długie wybieganie. Wychodzi tego około dziesięciu godzin tygodniowo. Co ważne, Kuba doskonale wie o moich zadawnionych urazach kolan i bierze je pod uwagę przy planowaniu zajęć. Dziękuję mu za to serdecznie. To genialny facet.

 

- Nie namawia cię do reprezentowania barw KB MOSiR?
- Nie wykluczam, że za jakiś czas sam dołączę do klubu, bo to jednak spora nobilitacja. Natomiast Kuba namawiał mnie do drużyny na "Jastrzębską Dziesiątkę", jednak nie mogłem odmówić rodzinie "Bziegaczy" (śmiech). Nie wykluczam jednak, że w końcu podejmę wyzwanie, które kilka lat temu postawiła przede mną Iwona Rosińska i rzeczywiście zapiszę się do KB MOSiR. Normalne treningi w ramach zajęć klubowych będą mi bardzo pomocne. Wiadomo, że życie toczy się swoim torem. Normalnie pracuję, więc taki "kop" w postaci obowiązkowych spotkań będzie potrzebny.

 

- Gdzie pracujesz?
- Od marca jestem dróżnikiem przejazdowym na kolei w Pszczynie. Do pracy poszedłem z uwagi na konieczność opłacenia reszty czesnego za zakończone w czerwcu studia z dziedziny ratownictwa medycznego w Sosnowcu. To fajny i odpowiedzialny zawód, a ja marzę o tym, aby zostać strażakiem z prawdziwego zdarzenia. To była reklama (śmiech). Mam nadzieję, że mi tego nie wytniesz...

 

- Audycja zawierała lokowanie produktu dla Straży Pożarnej, czyli laureata "Premii Lotnej JasNetu" Romana Rajwy.
- Pasuje!

 

- Jak łączysz pracę na torach z treningami? Na kolei panuje dość nietypowy system zmianowy.
- Zostałem na kolei, ponieważ po zakończeniu studiów gdzieś trzeba pracować i zarabiać na życie. System pracy rzeczywiście jest niecodzienny. Szychta trwa dwanaście godzin. Zazwyczaj najpierw pracujesz za dnia, potem masz "nockę", a następnie - dwa dni wolnego. Trzeba to jakoś poukładać i przy organizowaniu moich planów treningowych Jakub Staśkiewicz bierze to pod uwagę. Jeśli mam cięższe dni w robocie, to Kuba ordynuje mi lżejsze treningi. Jeśli z kolei pojawią się te dwie doby wolnego czasu, to daje mi do wiwatu.

- Ratownictwo medyczne, marzenia o misji strażaka... Roman Rajwa lubi pomagać ludziom?
- Maturę zdawałem w "Dwójce". Pani dyrektor tej placówki mówiła mi kiedyś o szkole medycznej w Rybniku. Pomyślałem - czemu nie? Można zaryzykować. Mieliśmy trochę praktyk, ale na szczęście obyło się bez drastyczniejszych przypadków, choć raz uczestniczyłem w reanimacji człowieka z dwucentymetrową dziurą w sercu. Nie dało się niestety nic zrobić... Potem wpadł mi do głowy pomysł ze Strażą Pożarną. Jestem też wolontariuszem w Hospicjum im. ks. Dutkiewicza...

 

- Rośnie nam materiał nie tylko na świetnego długodystansowca, ale i... świętego.
- Nie, to drugie na pewno mi się nie uda (śmiech). Lubię pracę wolontariusza, czy to przy okazji różnych zbiórek, czy innych akcji. Pomaganie innym jest fajne. Przecież za jakiś czas my też będziemy mogli potrzebować wsparcia.

 

- Jeśli ksiądz Wojciech Grzesiak zapozna się z naszą rozmową, to masz pewne miejsce na misję do Paragwaju.
- Znam księdza Wojtka, to niezwykle pozytywny człowiek! Nie wykluczam, że kiedyś skuszę się na ten Paragwaj (śmiech). Trzeba będzie podszlifować język hiszpański. Na razie jednak pozostanę co najwyżej przy wyjazdach na zawody do Zakopanego.

 

- Wróćmy więc do sportu. Rodzina nie marudzi, że zamiast pomóc w domu, idziesz pobiegać po okolicy?
- Czasem słyszało się od mamy to i owo o "szlajaniu się po wsi", ale kiedy przywożę puchar z imprezy, to domownicy cieszą się z mojego sukcesu.

 

- Ale nie biegasz wyłącznie dla tego symbolicznego "pucharu".
- Nie, absolutnie nie. Bieganie jest moją pasją, czyli tym, czego każdy poszukuje w życiu. Wypruwanie sobie żył na treningach, układanie całego dnia pod zajęcia, a potem jeszcze dopłacanie do interesu... To musi być pasja. Nie ma innego wytłumaczenia. Oczywiście, zdarzają się trudne chwile. Czasem człowiek ma w głowie takiego wrednego chochlika, który przy maksymalnym zmęczeniu namawia do udawania kontuzji i zejścia z trasy. Że niby tak honorowo, bo chciałem wygrać, a tu pech (śmiech).

 

- Największym sukcesem sportowym Romana Rajwy jest...?
- Nie będę oryginalny. Uważam za swój największy sukces to, że mimo wielu przeciwności kontynuuję przygodę z bieganiem. Czas ucieka. Mam niby dopiero 24 lata, ale w lekkoatletyce to są JUŻ 24 lata, z których kilku nie wykorzystałem zgodnie z radą pani Rosińskiej. Teraz muszę nadrabiać. Osiągnięciem jest to, że utrzymuję systematyczność mimo braku czasu. Dlatego moim idolem jest Adam Małysz. Skromny facet, który ciężką pracą osiągnął upragniony cel.

 

- Problem z naszą rozmową jest taki, że musiałbym w co drugim zdaniu wklejać tę dziennikarską formę "(śmiech)", żeby oddać Twoje pozytywne nastawienie. Skąd się to bierze? Endorfiny nie odpuszczają?
- Staram cieszyć się życiem. Jestem optymistą i człowiekiem pozytywnie nastawionym do rzeczywistości. Zaznaczę, że unikam jakichkolwiek używek, żeby nie było podejrzeń o ten mój dobry humor (śmiech).

 

- I znów będę musiał dopisać "(śmiech)". Kontynuuj.
- Życie jest za krótkie, aby szukać w nim problemów. Wiadomo, że czasem się nie układa, ale trzeba mieć nadzieję, że będzie lepiej.

 

- A na co jeszcze masz nadzieję?
- Oczywiście na angaż w Straży Pożarnej i tu już nie dodawaj "(śmiechu)", bo czytelnicy pomyślą, że żartuję. Natomiast w kwestiach sportowych liczę, że z czasem wywalczę sobie miejsce w pierwszej trójce najlepszych jastrzębian. Być może kiedyś nawet dogonię Grześka Szulika. Marzę o przebiegnięciu maratonu w Londynie. Chciałbym zobaczyć tę "falę" tysięcy ludzi, która przemierza ulice stolicy Anglii. Mam też nadzieję, że za kilka lat uda się zorganizować w Bziu jakiś fajny bieg, na przykład na 5 km. Wiem, że nasz sołtys Michał Urgoł jest pozytywnie nastawiony do tej idei. Mielibyśmy taką naszą, "patriotyczną" imprezę, w której całe Jastrzębie mogłoby się ścigać po tych naszych sprzyjających bieganiu okolicach.

 

Fot. Magdalena Kowolik, mg

 

 

rozm. mg

KOMENTARZE

  • Ania | 30/10 godz. 15:47

    do Fanka |. To fakt.Patrząc na biegaczy, to same kości i zyły a tu taki rodzynek przystojny.

  • Fanka | 29/10 godz. 20:58

    No i przystojniak jak na biegacza ;) bo albo żylaste, kościaste i wychodzone te osoby, a tu taki w sam raz z posturą ;-) heheh, pozdrawiam

  • BB | 23/10 godz. 12:44

    Bardzo sympatyczny biegacz, dobrze zapowiadający się! Po prostu WOW :-)

  • emjotka | 14/10 godz. 09:20

    Gratulacje Kuzynie! Świetny wywiad :)

  • WWB | 09/10 godz. 22:43

    Romek, zapomniałeś o Magdzie - to też rodzina :)
    A dla chrześniaka też zawsze czas znajdzie, doceniamy to :)

  • Renata | 09/10 godz. 11:38

    Wsp[aniały chłopak i jak ma poukładane w głowie. Do tego jeszcze duże srce chętne do pomocy w hospicjum. Gratulacje.

  • RomekAtomek | 08/10 godz. 18:37

    Roman, najlepszy gość jakiego poznałem! Przykre jest to, że tacy młodzi ludzie muszą pracować za marne grosze, a nie w swoim zawodzie..

  • trainer | 08/10 godz. 15:02

    Romek dobrze godosz bo w Bziu fajnie jest.Pozdrawiam wszystkich Bziegaczy.

  • olo | 08/10 godz. 10:48

    Świetna rozmowa z bardzo fajnym młodym człowiekiem, gratuluję postawy Roman i do następnej "dziesiątki"

  • jasnet.pl | 08/10 godz. 07:08

    Komentarze do tego tekstu zostały wyłączone!
    Minął okres dodawania komentarzy.

Używamy plików cookies, by ułatwić korzystanie z naszego serwisu. Pliki cookie pozwalają na poznanie twoich preferencji na podstawie zachowań w serwisie. Uznajemy, że jeżeli kontynuujesz korzystanie z serwisu, wyrażasz na to zgodę. Poznaj szczegóły i możliwości zmiany ustawień w Polityce Cookies
Zamknij X