Dzisiaj jest: wtorek, 21 maja 2024   Imieniny: Donat, Tymoteusz, Walenty

więcej ›

SPORT

PUBLICYSTYKA

Śladem Bruce Lee

Dwadzieścia pięć lat temu Polacy zwariowali na punkcie sprzętu zwanego magnetowidem, dziś wypartego przez płyty DVD. Wkładało się plastikową kasetę z taśmą i oglądało film o... specyficznej jakości. Kto był kozak, ten miał odtwarzacz z możliwością nagrywania. Wtedy przez jeden telewizor puszczało się dwie takie zabawki i przegrywało filmy. Za komuny kwitł czarny rynek z seriami z Clintem Eastwoodem, Bruce'm Lee i całą ferajną zachodnich gwiazd niedostępnych w demoludach. Z tego powodu mocno ucierpiał prestiż niezłego przecież kina radzieckiego (kojarzonego z okupantem i kiczem), ale... nie o tym mowa. Warto skupić się na wspomnianym Lee, będącym jednym z bohaterów młodości sporej liczby jastrzębian, którzy w owych latach dysponowali magnetowidami.

Facet urodził się w 1940 roku w San Francisco i był gwiazdą pierwszej wielkości, która spopularyzowała w świecie wschodnie sztuki walki. Z pochodzenia Chińczyk, o typowych dla tego kraju rysach twarzy, stał się symbolem skutecznego obijania setki przeciwników przez jednego sprawiedliwego. To on spopularyzował określenie "kung-fu", które w potocznym rozumieniu jest traktowane jako "jedno z mordobić wymyślonych przez żółtków". Dla przeciętnego zjadacza chleba (bo przecież nie ryżu) kung-fu może być stosowane jako synonim karate, aikido czy innego tae-kwon-do. Jedyną wschodnią sztuką walki odróżnianą przez zwykłego mieszkańca Europy od reszty jest sumo, ale to wyłącznie ze względu na pokaźne gabaryty zawodników oraz ich specyficzny ubiór, który ze względów estetycznych mógłby zasłaniać zdecydowanie więcej.

Tym niemniej warto skupić się na samym kung-fu. Z pytaniem dotyczącym tej dyscypliny niżej podpisany pewnego pochmurnego popołudnia skierował się do Szkoły Podstawowej nr 19 przy ul. Opolskiej. W poniedziałki i czwartki o 17:00 na tamtejszej sali gimnastycznej trenują członkowie jastrzębskiego klubu kung-fu. A dokładniej naszego lokalnego oddziału Polskiej Federacji Sztuk Walk Wschodu. Pod czujnym okiem trenera Zbigniewa Rzepy (posiada siódmy dan, a prywatnie  jest właścicielem popularnego lokalu Lider) szkolą się starsi i młodsi, choć obecnie jest ich niewielu. - Dzieciaki wolą siedzieć przed komputerami. To choroba naszych czasów. Nawet mojego syna ciężko mi zagonić do sportu - mówi Zbigniew Rzepa. - Cierpią na tym nie tylko sztuki walki, ale niemal wszystkie dyscypliny. Hodujemy sobie pokolenie inwalidów, którzy za jakiś czas będą bez przerwy biegać po lekarzach - dodaje. Trudno się z tym nie zgodzić. Jastrzębski oddział pasjonatów kung-fu to kilkunastoletnia tradycja. Wszystko zrodziło się wśród ludzi, którzy wcześniej związani byli z silnym ośrodkiem sztuk walki w Pszczynie. Jednak w pewnym okresie również w Jastrzębiu, między innymi z uwagi na wspomniane filmy, panowała swoista moda na trenowanie właśnie kung-fu. W dawnym Zespole Szkół Górniczo-Elektrycznych (dziś Zespół Szkół nr 6) na sali gimnastycznej ćwiczyło po kilkaset osób. Niektórych trzeba było odsyłać z kwitkiem ze względu na brak miejsca oraz możliwości opieki instruktorów. Dziś jest tak, jak jest. Albo do szkolenia zgłaszają się lenie, którzy po pierwszej dłuższej przebieżce rezygnują ze sportu, albo ludzie mylący możliwość potrenowania ducha i ciała z chęcią edukacji w dziedzinie "jak skutecznie bliźniemu sprać twarz".

Warto jednak zadać pytanie, czym w ogóle jest kung-fu? To swoiste słowo-wytrych, o czym była mowa wyżej. Otóż kung-fu to przede wszystkim chińska sztuka walki, nie japońska czy koreańska. Samo słowo znaczy po prostu "dobra robota" lub "dążenie do doskonałości" i  niekoniecznie związane jest z samymi technikami machania rękami i nogami. W Chinach to cała filozofia życia, która liczy sobie bez mała tyle lat, ile sama wspaniała i niedościgniona cywilizacja Państwa Środka. - Można robić kung-fu w parzeniu herbaty - mówi Zbigniew Rzepa. - Natomiast w przypadku sztuk walki dodajemy człon wu-shu, oznaczający po prostu "dążenie do doskonałości w sztukach walki". Nie ma tu czegoś specyficznego, jeśli chodzi o styl samoobrony. Są pewne punkty wspólne w przypadku różnych rodzajów ciosów lub blokad. Z drugiej strony kung-fu pozwala na rozwijanie wielu swoistych stylów - wyjaśnia trener. Skąd to wynika? Może najprostszą odpowiedzią będzie... terytorialny i ludnościowy rozmiar Chin. Ponieważ kung-fu to filozofia "dobrej roboty", zatem można ją udoskonalać w górach, na wyżynach, równinach w dolinach rzek.  To daje w efekcie mnóstwo możliwości rozwoju oraz powiązania z różnymi dyscyplinami. Jastrzębscy pasjonaci kung-fu startowali na przykład w kick-boxingu i to ze sporymi sukcesami, czego efektem był medal mistrzostw Polski.

Kto może pojawić się na treningu? - Absolutnie każdy, kto ma na to ochotę. Z tym jest największy problem, bo najtrudniejszy pierwszy krok. Ciężko jest ruszyć cztery litery sprzed telewizora, ale jeśli to zrobimy, to mamy za sobą połowę drogi. Później najważniejsza jest wytrwałość i cierpliwość - stwierdza Zbigniew Rzepa. - Nie mamy żadnych ograniczeń, choć oczywiście nasi zawodnicy są szkoleni według swoich możliwości fizycznych oraz wieku. Najmłodsi zajmują się gimnastyką korekcyjną, ale bez kontaktu bezpośredniego z przeciwnikiem. Potem zaczynamy uczyć pewnych zasad, ale to też bardziej na zasadzie zabawy. Do wszystkiego należy podchodzić z głową. Sama rywalizacja "na serio" wymaga już pewnych badań lekarskich, zatem jest to kolejny krok w nauce - informuje trener.

Nie można jednak liczyć na to, że w ciągu dwóch tygodni leń stanie się walczakiem, a zamiast tłuszczu na brzuchu pojawi się kaloryfer. To są miesiące i lata pracy. Dlaczego jednak warto? Z prostego powodu. Tego samego, dla którego warto pobiegać, pograć w piłkę i wyciągnąć zakurzony rower. Nawet jeśli wspomniany "leń" nie zostanie mistrzem w którejkolwiek z dyscyplin, to po prostu będzie zdrowszy i silniejszy psychicznie. Człowiek, który w ramach treningu nauczy się bronić przed ciosem wyższego, silniejszego i cięższego przeciwnika nabiera wiary we własne siły. Zaczyna rozumieć pewne sprawy i inaczej patrzeć na świat. Jedną z możliwości pracy nad sobą z korzyścią dla własnego organizmu i samopoczucia jest "dobra robota", testowana i uskuteczniana przez Chińczyków przez tysiące lat. Na pewno nikt z obecnych i przyszłych podopiecznych Zbigniewa Rzepy i jego partnerów nie będzie potrafił skopiować skoków Bruce'a Lee. Ale czasami warto pójść pod prąd. W erze komputerów wyjść z domu i... zainwestować we własne zdrowie.

Mariusz Gołąbek

KOMENTARZE

  • jasnet.pl | 21/05 godz. 05:17

    Bądź pierwszy! Wyraź swoją opinię!

  • jasnet.pl | 05/11 godz. 00:00

    Komentarze do tego tekstu zostały wyłączone!
    Minął okres dodawania komentarzy.

Używamy plików cookies, by ułatwić korzystanie z naszego serwisu. Pliki cookie pozwalają na poznanie twoich preferencji na podstawie zachowań w serwisie. Uznajemy, że jeżeli kontynuujesz korzystanie z serwisu, wyrażasz na to zgodę. Poznaj szczegóły i możliwości zmiany ustawień w Polityce Cookies
Zamknij X