Jastrzębie "nie warte zachodu"?
Powoli cichnie zgiełk prezydenckiej kampanii wyborczej. Wielu komentatorów określa ją jako bardzo ostrą, wręcz bezwzględną i brutalną. Posuwano się do kroków, które nie przynoszą zaszczytu je podejmujących, prawda zacierała się z cynicznym kłamstwem, przerzucano się wzajemnymi oskarżeniami. Najgorsze jednak okazało się mocne pogłębienie podziału społecznego, często przebiegającego wewnątrz najbliższych rodzin. Politycy prześcigali się w obietnicach, żeby pozyskać (kupić, omamić?) każdego wyborcę. Tak wyglądało w każdym razie w skali kraju, co obszernie relacjonowały krajowe media, a nawet same brały w tym udział. A jak wyglądało to lokalnie, u nas?
Ano wyglądało raczej niemrawo. Trudno było zauważyć kampanię wyborczą z zaangażowaniem miejscowych polityków. Można raczej zauważyć, że walczące strony tę walkę toczyły na „górze”, bez większego udziału lokalnych ogniw. Sytuacja nieco się ożywiała, jak przyjeżdżali działacze „z górnej półki”. Wtedy na moment wszystko się ożywiało.
W Jastrzębiu wyglądało to dość jednostronnie. Pewną aktywność wykazał tu tutejszy oddział PiS i poważniej podszedł do kampanii wyborczej. Na jego zaproszenie pojawili się czołowi politycy Zjednoczonej Prawicy. Oni uznali, że Jastrzębie jest „warte zachodu”. Najpierw przybyła wicepremier Jadwiga Emilewicz. W planie było szerokie spotkanie z mieszkańcami w Jarze Południowym, niestety królująca tego lata deszczowa pogoda udaremniła ten zamiar i spotkanie odbyło się w sali restauracyjnej w mniej licznym gronie. Swój przyjazd zapowiadała była premier Beata Szydło, ale do tego nie doszło. Przynajmniej zadzwoniła do zebranych na wiecu poparcia dla Andrzeja Dudy, którzy mogli ją usłyszeć bezpośrednio przez system nagłośniający. Sam kandydat „wcisnął” między rozlicznymi spotkaniami wyborczymi swoją wizytę w Jastrzębiu, gdzie spotkał się z samego rana, o 5.30, z górnikami przed kopalnią Zofiówka, zmierzającym na pierwszą zmianę i rozdawał im bułki na szychtę.
I to właściwie była jedyna poważniejsza działalność w tej kampanii wyborczej. Inni kandydaci nie uznali, że Jastrzębie „warte jest mszy”. Nie nawiedzili go sami, ani nikt z polityków ich ugrupowań. Ich tutejsi działacze czy zwolennicy też nie rzucali się w oczy swoją aktywnością. Z wyjątkiem wywieszenia stosunkowo nielicznych banerów i pewnej ilości plakatów, właściwie nic się nie działo. Żadnych spotkań, wizyt czy wieców. Nawet ze strony zwolenników najpoważniejszego konkurenta urzędującego prezydenta.
Zapytany lider jastrzębskiej Platformy Obywatelskiej o działania w tej kampanii odpowiedział, że „wszystkie działania prowadzone były w wyznaczonych ustawowo terminach oraz zgodnie z obowiązującym prawem”. A na czym polegały? „Postawiliśmy na kampanię bezpośrednią. Kampania była polegała głównie na spotkaniach z mieszkańcami w wielu punktach miasta, przekazywania mieszkańcom ulotek i gazet oraz rozmowach (…) Nie były organizowane wiece ani spotkania z udziałem dużej liczby osób, głównie ze względów bezpieczeństwa. Bezpośrednie spotkania z mieszkańcami podczas zbierania podpisów, rozdawania gazet i ulotek organizowane były z zachowaniem reżimu sanitarnego”. Wspomniano również o niegdysiejszej wizycie Jerzego Buzka i Bogdana Klicha. I tyle. Pojawiły się również tylko pojedyncze plakaty Szymona Hołowni i Krzysztofa Bosaka. O innych ani widu, ani słychu.
Można zapytać, dlaczego? Przecież Jastrzębie to wcale niemałe miasto. Największe w tym rejonie, siedziba jednej z największych spółek w kraju, zasłużone w ostatnich zmianach ustrojowych. Czyżby pozostali kandydaci stwierdzili, że nie jest tu nic do ugrania? Czy po prostu lokalni działacze są tak bierni i nieliczni, że praktycznie nie istnieją, i że nie było komu się tym zająć, a jastrzębianie nie są warci starania? Wynik wyborów w Jastrzębiu mówi sam za siebie.
Może to nieco dziwić, bo niezależnie od poglądów, wynik wyborów w kraju pokazuje, że różnica w ilości głosów między kandydatami była niewielka, więc większe zaangażowanie lokalnych działaczy w różnych miejscowościach, jak i w Jastrzębiu, mogło w istotny sposób na niego wpłynąć. Czy szukając winnych takiego a nie innego wyniku, nie powinni przede wszystkim dokonać własnego rachunku sumienia?
fot. Poseł na Sejm RP Grzegorz Matusiak/Facebook
czwartek, 16 lip 2020, JN