Przedsiębiorczy jak jastrzębianin?
Aktywność gospodarcza mieszkańców Jastrzębia-Zdroju owijana jest już legendą. Głównie z tego powodu, że jest legendarnie niska. Wskaźnik ten (liczba podmiotów gospodarczych na 10 tys. mieszkańców – przyp. aut.) w przypadku Jastrzębia-Zdroju jest od wielu lat jednym z niższych w Polsce. Specjaliści pochylają się nad przyczynami takiego stanu rzeczy. I niemal jednym tchem wymieniają zdominowaną przez JSW strukturę gospodarki oraz zmniejszającą się liczbę mieszkańców miasta.
Co do pierwszego z wymienionych powodów – pełna racja. „Wykastrowana” przez kopalnie chęć jastrzębian do założenia chociażby budki z kebabem to nic innego jak „bardzo wyraźna i trwała dominacja JSW S.A. w strukturze gospodarki Jastrzębia-Zdroju”. Pięknie powiedziane. W praktyce chodzi o to, że fedrowanie na trzy zmiany, odnosząc się z szacunkiem do tej trudnej, odpowiedzialnej pracy, to wciąż pewniejsze zajęcie niż prowadzenie własnej firmy – w dobie zabójczej konkurencji. Tym bardziej, że, opierając się na danych z JSW, dochody z takiej pracy przewyższają znacznie uposażenie nie odnoszącego akurat sukcesów przedsiębiorcy. Czyżby więc niezaprzeczalne ryzyko „zjeżdżania na dół” dla wielu jastrzębian było mniejsze niż to, związane z prowadzeniem własnej firmy?
Co ciekawe, cykliczne raporty pokazują, że ci sami mieszkańcy wskazują niski poziom przedsiębiorczości jako jedno z kluczowych zagrożeń dla rozwoju miasta. Taki pogląd wyrażają zarówno osoby młode, dorosłe, ale także przedstawiciele przedsiębiorstw i organizacji. Czyżby instynkt samozachowawczy, wyartykułowany przekonaniem respondentów, iż koniunktura w górnictwie nie będzie trwać wiecznie? Że fundamentem gospodarki w większości państw są małe i średnie przedsiębiorstwa?
No dobrze, przyjmując za dobrą monetę, że mieszkańcy naszego miasta zdają sobie sprawę z powagi problemu, co dalej, jakie kroki należy podjąć, aby uniknąć czarnego scenariusza? Rozwiązań jest paradoksalnie dużo. Mowa w nim między innymi o wsparciu finansowym dla małych firm czy „inkubatorach przedsiębiorczości”. Tylko o zmianie mentalności mieszkających tu ludzi wspomina się jakby półgębkiem i cokolwiek nieśmiało. A od tego w sumie powinniśmy zacząć. Od stwierdzenia, że klucz do sukcesu w kwestii przedsiębiorczości jastrzębian tkwi w nich samych. Nie w barierach organizacyjnych, nie w „dziurawym” prawie, nawet – chcą być umiarkowanie złośliwym – nie w braku tych wszystkich „inkubatorów” i „pełnomocników”. Tylko w nich samych.
Zresztą, ten kij ma dwa końce. Niechęć mieszkańców Jastrzębia-Zdroju do zakładania firm oznacza równocześnie kłopoty dla nich samych. Dotyczy to chociażby sektora handlu i usług. Co poniektórzy z nas z niedowierzaniem przecierają oczy, robiąc zakupy w sklepach u naszych sąsiadów – tych polskich i czeskich, tudzież stołując się w tamtejszych restauracjach. Na pobliskich parkingach, szczególnie w weekendy, aż roi się od samochodów na jastrzębskich rejestracjach. Czyli co, jastrzębianie nie mają gdzie wydawać swoich pieniędzy? A władze innych miast wiedzą lepiej, jak pobudzać do przedsiębiorczości swoich mieszkańców?
A może cała nadzieja w kobietach? Może to w nich tkwi prawdziwy, choć nie do końca doceniony, potencjał? I to one będą motorem napędowym przedsiębiorczości w naszym mieście? Dane pokazują, że zdecydowanie większy odsetek uczennic niż uczniów deklaruje chęć założenia w przyszłości swojej firmy. W sumie nie ma się czemu dziwić. Skazane same na siebie, świadome ograniczeń, jakie niesie ze sobą jastrzębski rynek pracy, chcą, nawet muszą wziąć sprawy w swoje ręce.
Jaka czeka nas przyszłość? Jakby nie patrzeć, Jastrzębie-Zdrój jest swoistym eldorado dla ludzi z inicjatywą. W końcu zarobki należą tu do jednych z najwyższych, a to z kolei przekłada się na siłę nabywczą jastrzębian. Kolejne firmy powinny powstawać tu jak grzyby po deszczu. A czy powstają? Oto jest pytanie. Szekspirowskie bez mała.
Jeśli koniunktura na węgiel koksowniczy będzie utrzymywać się na podobnym jak do tej pory poziomie, to komu będzie zależeć na zakładaniu firm w naszym mieście? Jego władzom modlącym się do JSW jak do złotego cielca? Górnikom, dostającym co miesiąc... no, może spuśćmy zasłonę milczenia na górnicze apanaże... A może młodym, zdesperowanym ludziom widzącym swoją przyszłość za granicą, w najlepszym wypadku – w innym lepiej zarządzanym mieście?
Od kogo więc zależy, aby nasze miasto nie pozostało na zawsze sypialnią dla kadr JSW? Robiących zakupy i szukających rozrywki wszędzie, tylko nie w nim? Bo jeśli tylko od samych ludzi, od ich inicjatywy i samozaparcia, to po co nam władze? Po co partie polityczne? Po co urzędnicy? Z drugiej strony, jeśli nie włodarze, jeśli nie tutejsi mieszkańcy, nawet jeśli nie jakiś zbłąkany inwestor, to kto?
Jeszcze jedno pytanie, które czeka na odpowiedź...
fot. UM Jastrzębie-Zdrój
środa, 18 mar 2020, Damian Maj