Dzisiaj jest: piątek, 17 maja 2024   Imieniny: Brunon, Sławomir, Weronika

więcej ›

PUBLICYSTYKA

Są (byli) wśród nas

„…póki ją kochamy”

„Jeszcze Polska nie zginęła, póki ja kochamy” – powiedział ksiądz prałat Bernard Czernecki podczas uroczystości w Pałacu Prezydenckim, gdzie odznaczono go najwyższym polskim odznaczeniem Orderem Orła Białego. Ksiądz prałat to dla wielu z naszego regionu żywa legenda, wielki autorytet, a wręcz symbol wydarzeń, wpisujących się do tych, które zmieniły bieg naszej historii. Jak ustosunkowuje się do tego odznaczenia?

Czym dla księdza jest to odznaczenie?


To odznaczenie jest dla mnie wszystkim. W nim jest całe moje życie, moje serce i służba Ojczyźnie. Tu jest wszystko. To ukoronowanie mojego życia. Miłość do ludzi pracy, a zwłaszcza do górników, którzy są mi bardzo bliscy. Mój ojciec był też górnikiem, jestem z rodziny górniczej i ten zawód jest mi szczególnie bliski. W tym odznaczeniu jest cały mój kraj, mój dom moja szkoła i wszystko, co ma dla mnie znaczenie. Moje życie ma się ku końcowi i to odznaczenie jest dla mnie potwierdzeniem, że wiary mojej dochowałem, nawet w najtrudniejszych czasach. Jestem przedstawicielem Kościoła i to odznaczenie dla mnie jest dowodem jedności Kościoła z narodem i z ludźmi pracy. Bo ja z nimi byłem.

To co ksiądz mówi wpisuje się w hasła ze sztandarów „Bóg-Honor-Ojczyzna”.

Jak najbardziej. Nikt mnie z tego hasła nie zwolnił i nie może zwolnić. Powinno być nie tylko na sztandarach, ale przede wszystkim w sercach. A nad nimi powinien być krzyż, jako symbol wielkiej miłości, za którą nawet warto oddać życie.

Mimo tego, że wielu ludzi usilnie ubiegało się o to odznaczenie dla księdza, to jednak trwało to trochę czasu.

Nigdy nie robiłem niczego z myślą o jakimś odznaczeniu. Moje powołanie to służyć i ja służę. Jastrzębie to miasto ludzi ciężkiej pracy i tym ludziom służyłem i nadal służę. Robiłem to, czego oczekiwała ode mnie Ojczyzna, oczekiwał Kościół i oczekiwali ludzie pracy. Oni dążyli do Kościoła, budowali ten kościół na górce i ja nie mogłem ich zawieść, kiedy mnie potrzebowali, kiedy byli w trudnej sytuacji. Robiłem to, do czego jako kapłan byłem powołany. I kiedy pod koniec mojego życia przyleciał do mnie ten Orzeł, to była dla mnie miła niespodzianka, bo przecież nie dla nagrody to wszystko robiłem. Wielu innych o to zabiegało dla mnie, nie ja, i było wiele prób, jak mi mówiono. Starali się związkowcy, starali się posłowie, osobiście zabiegali o to pani Zofia Romaszewska czy przewodniczący Solidarności Piotr Duda. I w końcu dopięli swego.

Mimo stanu kapłańskiego przyjął ksiądz odznaczenie w mundurze górniczym.
 
Są kapłani, którzy noszą różne mundury: wojskowe, harcerskie, strażackie. Ja swój mundur otrzymałem od ministra górnictwa. A ponieważ górnicy mi są szczególnie bliscy, bo to szczególni ludzie i o wielkich wartościach, więc nosić mundur takich ludzi to dla kapłana wielki zaszczyt. Dużą część mojego życia poświęciłem dla górników i oni też o to odznaczenie się wystarali, więc był to dla mnie honor właśnie w mundurze górniczym je przyjąć.

Ksiądz od początku ich walki był z nimi i od początku znaleźli w tym kościele i w księdzu oparcie i pomoc.

Pamiętam ten moment. Wychodziłem właśnie na mszę, gdy ktoś pociągnął mnie za ornat. Odwróciłem się i zobaczyłem trzech górników, którzy wyciągnęli z butów biało-czerwone opaski z pieczątkami. Byli przedstawicielami strajkujących. Nie wiedzieli, co robić dalej. Jak powiedzieli, strajk zaczął się łamać, a na kopalniach byli prowokatorzy. Musiałem szybko coś im doradzić. Powiedziałem, żeby zamknęli się w kopalniach, ogłosili strajk okupacyjny, a obcych i prowokatorów wyprowadzili  poza zakład. A ja po mszy ogłosiłem, co się dzieje i poprosiłem ludzi o pomoc dla nich. Górnicy zastrajkowali nie dla lepszych pieniędzy. Zarabiali stosunkowo nieźle. Ale nie chcieli być już niewolnikami pracy. Pracowali cały czas, w niedziele i święta. Nie chcieli być już kupowani za większe pieniądze, kosztem pracy nawet w niedziele. Powiedziałem ludziom wtedy na mszy, że czekać bezczynnie aż strajkujące Wybrzeże wywalczy dla nas wszystko, a my będziemy czekać z założonymi rękami, to ani chrześcijańskie, ani patriotyczne. Moje słowa były przerywane głośnymi oklaskami obecnych ludzi. Wyraziłem gotowość odprawienia mszy na kopalniach, a nawet, jak będzie trzeba, to dołączenia do strajkujących. Inni księża przyłączyli się do mnie. Jeszcze tej niedzieli odbyły się msze na kopalniach. I tak to się zaczęło.

Różnie to odbierano. Dla jednych był ksiądz otuchą i wsparciem, inni uważali, że ksiądz uprawia politykę w kościele.

Już podczas zaborów władze uważały, że opowiadanie się kapłanów po stronie ludzi jest uprawianiem polityki w kościele. Podobnie komuniści głosili, że tylko oni reprezentują społeczeństwo, a związek Kościoła z robotnikami uznawali za uprawianie polityki. Księża, którzy mieli z nimi bliskie kontakty, byli prześladowani. Dlatego podobne głosy wobec mnie nie były dla mnie zaskoczeniem. A za co Pan Jezus został ukrzyżowany? Za buntowanie ludzi. Został skazany za uprawianie polityki.

Czy z perspektywy czasu uważa ksiądz, że warto było tak działać, narażać się?

Bardzo warto było. Wtedy nie wiadomo było, w jakim kierunku to pójdzie. Po zakończeniu strajku śpiewano Hymn i Międzynarodówkę i nikt nie wiedział, jak to się skończy. Dopiero dzisiaj widać, jakie dobro z tego wynikło. Podpisanie wtedy umów społecznych to była gałązka oliwna dla rodzin robotniczych i ich zakładów pracy. Te umowy nie dawały przywilejów, żadnej partii, ani żadnemu ze stanów społecznych. One nie miały charakteru politycznego, ani żadnej walki klas, one po prostu służyły ludziom. One naprawiały błędy przeszłości. To, że księża byli na zakładach podczas strajków powodowało, iż łagodzili oni i humanizowali nastroje i postawy. Były przecież sporządzane czarne listy tych, którzy dręczyli i prześladowali górników i pojawiały się głosy o odwecie i zemście. Księża temu przeciwdziałali w duchu ewangelicznego przebaczenia. Przecież nawet na mszy rozlega się wezwanie, by przekazać sobie znak pokoju. Pojednanie, nie zemsta. Obawiałem się, żeby nie doszło do aktów zemsty i samosądów, szczęśliwie do tego nie doszło i duża w tym była rola księży.

Wszystkie te działania prowadził ksiądz z Imieniem Boskim.

Wszystko to wyrosło z ducha i z kart Ewangelii. A ludzie, do których się to odnosiło, byli w dużej mierze wychowywani w salkach katechetycznych. Każde nasze spotkanie zaczynało i kończyło się modlitwą.

A jak ocenia ksiądz obecną sytuację w kraju?

Jeśli chodzi o górników, to są to niewolnicy banków i niewolnicy pracy. Banków, bo biorą duże kredyty na wysoki procent, a pracy bo przyjmują każdą pracę, żeby je spłacić, nawet taką, która nie szanuje ich godności. Kiedy nie płaci im się uczciwie za pracę i podejmują ją w nadgodzinach, boją się protestów, żeby jej nie stracić. Ludzie są teraz tak zapracowani, że na nic nie mają czasu. Mają czas, żeby tylko wysłuchać wiadomości, tego, co powiedzą w telewizji. I w zależności, jakiego programu słuchają, to na tym budują swoje opinie i swoje poglądy. I na bazie takich wiadomości tworzą się podziały. I za tym może pójść odrzucenie Pana Boga i jego przykazań. I wtedy jeden człowiek, odrzucając Boga, przeciwstawia się drugiemu. Obecnie filmy, seriale telewizyjne, kolorowe magazyny pokazują świat bez Boga i bez moralności. Ludzie bardziej myślą u kupowaniu samochodów, niż zawieraniu małżeństwa, a rozwody stały się bardzo proste i powszechne. A kto zajmuje się krzywdą dzieci? A to wszystko tworzy coraz większe podziały.

Ostatnio często widzi się, że w imię Boga, posługując się imieniem Boskim, dąży się do osiągnięcia własnych celów. Wskazuje się na to przykładowo podczas ostatniego Marszu Niepodległości.

To jest niegodne i niezgodne z przykazaniami. Na tym marszu była to jednak marginalna sprawa i nie można z tego robić problemu. Trzeba o tym mówić, bo każde zło należy tłumić w zarodku. I to zostało przez wszystkich potępione, więc to margines i nie ma co robić z niego problemu. Ale to było też w Solidarności, bo czy to w porządku, żeby stać pod krzyżem i wyrywać kamienie, żeby w kogoś rzucać? Zwracałem uwagę na to robotnikom, bo czasem ludzie robią coś takiego nieświadomie. Albo umieszczać na krzyżu różne hasła. To też niegodne i trzeba to prostować.

Jednym z głównych powodów różnic między ludźmi jest podejście do pomocy drugiemu człowiekowi, szczególnie uchodźcom. Jak ksiądz ocenia ten problem?

Opieram się na tym, co mówią tamtejsi biskupi i księża misjonarze. Ludziom należy pomagać na miejscu. I tu postępuje nasz rząd dobrze. Przychodzą obcy, głoszą swoje hasła, hasła antychrześcijańskie, nie potrafią i nie chcą się asymilować i stanowią zagrożenie. To oni chcą nawracać Europę na swoją religię. I niedługo ci, którym teraz nie chce się przyjść w niedzielę do kościoła, będą kilka razy dziennie na dywaniku bić głową do ziemi.  

Podczas uroczystości odznaczenia, powiedział ksiądz, że nie jesteśmy na Polskę skazani, że jesteśmy nią obdarowani.

Polska dla mnie to wielki dar. Wyjdę przed dom czy przed kościół, spojrzę i wiem, że to wszystko moje. Bo to Polska. Za granicą tak powiedzieć nie mogę. Polska to cudowny, piękny kraj. Ma tylu bohaterów, tylu świętych. Polska dała mi wiarę, dała mi mowę, wykarmiła mnie i wychowała. Powinniśmy sobie cenić, że jesteśmy Polakami.

Ksiądz również wtedy powiedział, jeszcze Polska nie zginęła, póki ją kochamy.

Przyszło mi to na myśl w ostatnim momencie. Jakby z natchnienia. Polskę trzeba kochać. Bo jak mi Polska tyle daje, to jak jej nie miłować? Swego czasu generał milicji na cały Śląsk, Grubba, zażądał od biskupa katowickiego, żeby mnie przenieść, wydalić nawet z kraju. Zagroził mi aresztowaniem i wielką odpowiedzialnością za moją działalność, łącznie z procesem pokazowym. Biskup pozostawił decyzję dla mnie. Od razu odpowiedziałem, że jestem Polakiem i żadnej macochy szukał nie będę. Nigdy nikogo nie skompromitowałem i robiłem tylko to, co mi nakazało kapłańskie sumienie. Jeśli moją winą jest, że ujmuję się za pokrzywdzonymi ludźmi, to bohaterem się nie robię i gotów byłem ponieść odpowiedzialność, ale nigdzie się nie ruszę, nie opuszczę Polski. Szczęśliwie nic się nie stało, poza 8 i pół-godzinnym przesłuchaniem na komendzie w Katowicach. Kocham Polskę i za taką Polskę jestem gotów oddać życie. Tak jak zrobili to górnicy. Polska to matka, a matkę się kocha.

Tutaj dla wielu jest ksiądz największym autorytetem, wręcz symbolem. Jak ksiądz przyjmuje i odczuwa taką rolę?

Jeśli jest tak rzeczywiście, to ja takiej świadomości nie mam. Jeśli ludzie tak na mnie patrzą, to dlatego, że jestem księdzem i każdy ksiądz powinien być symbolem. Wymaga się od niego zgodności jego życia z tym, co mówi. Zawsze postępowałem zgodnie z tym, co głoszę. Jeśli coś głoszę, to najpierw mówię to do siebie. Żyć i działać zgodnie ze swoim sumieniem i ze swoimi wartościami. Być w tym z samym sobą jednością.

Dziękuję za rozmowę.

fot. Krzysztof Sitkowski/KPRP

 

Zobacz również - W Imię Boga...

wtorek, 21 lis 2017, JN

ARTYKUŁY

27/08

Windy w GSM

0

więcej

BLOGI

22/02

W co gra MZK?

29

18/02

Radni hipokryci

7

więcej blogów

KALENDARZ

Używamy plików cookies, by ułatwić korzystanie z naszego serwisu. Pliki cookie pozwalają na poznanie twoich preferencji na podstawie zachowań w serwisie. Uznajemy, że jeżeli kontynuujesz korzystanie z serwisu, wyrażasz na to zgodę. Poznaj szczegóły i możliwości zmiany ustawień w Polityce Cookies
Zamknij X